sobota, 7 września 2013

Rozdział 17.


Destiny’s POV


-Hej Jase, widziałeś Christiana?- spytałam wchodząc do domu z zakupami.
-Ummm, nie. Gdzieś wyszedł jakąś godzinę temu.- swój wzrok zwrócił w kierunku telewizora.
Położyłam siatki z jedzeniem na blacie w kuchni, a Renee przyniosła resztę.
-To robimy tego grilla? Jestem głodna jak cholera.- powiedziałam wycierając dłonie.
-Robin jest z Andreą na dworze. Chyba rozpalają grilla.
-A Ty czemu nie siedzisz z nimi?
-Ponieważ szukam ważnej rzeczy.- zaśmiał się.
Przewróciłam oczami i stanęłam w drzwiach prowadzących na ogród. Zauważyłam Andree i Robina jak razem rozpalają grilla. Robin wydawał się na szczęśliwego, ale czy tak było? Nie miałam pojęcia. Wyszłam na taras, prowadzący do ogrodu. Słysząc dźwięk otwierających się drzwi obydwoje na mnie spojrzeli. Mina Andrei była połączeniem strachu i smutku.
-O Des, wróciłaś.- powiedział Robin, podchodząc do mnie i całując mój policzek.
-Tak, wróciłam.
Nie odrywałam wzroku od Andrei tak samo ona ode mnie.. Ona coś kombinowała to było widać. Zwęziłam oczy, ale po chwili zlekceważyłam to i usiadłam na ławce przy stole.
-Więc Andreo.- zaczęłam.- Twój chłopak przychodzi do nas, dzisiaj?- spytałam sarkastycznie, dobrze znając odpowiedź.
-Przychodzi, nie pasuję Ci coś?- warknęła.
-Nie powinien tutaj przebywać tyle czasu.
-Nikt nie narzeka kiedy Twój Justin tutaj siedzi, albo śpi.- powiedziała z naciskiem na „twój”.
-Zwolnij tempo mała.- wystawiłam w jej stronę rękę.- Żaden mój Justin, jasne?- podniosłam brew.
-Jasne.- fuknęła, wchodząc do domu.
Oparłam nogi o podest przy stole, jednocześnie wyciągając mój telefon z kieszeni. Była godzina 19.58. Postanowiłam zadzwonić do Chrisa, spytać się gdzie wybywa, kiedy mamy grilla.
-Halo?- usłyszałam jego zachrypnięty głos.
-Chris, do kurwy, gdzie Ty jesteś?!- wrzasnęłam.
-Zaraz wrócę, będę w domu do 20 minut.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy telefon zasygnalizował koniec rozmowy. Nagle na taras przyszła Andrea, trzymając za rękę Alana. Przewróciłam oczami na sam ich widok. Schowałam telefon do kieszeni, a ręce włożyłam pomiędzy uda.
-Cześć Destiny.
Alan do mnie podszedł, chcąc pocałować mnie w policzek, ale się od niego odsunęłam.
-Spierdalaj.- mruknęłam.
-Skąd ta wrogość, kochanie?- usiadł obok mnie.
-Yghym.- kaszlnęła Andrea.- Ja tu jestem.- wskazała na siebie.
-Widzę.- powiedział surowo Alan.
-Więc nie podrywaj Destiny na moich oczach.- syknęła Andrea.
-Ja z nią tylko rozmawiam.- powiedział na swoją obronę.
-Lepiej posłuchaj swojej dziewczyny.- popatrzyłam na niego z pełnym obrzydzeniem.- O ile nie chcesz tej posesji opuszczać na sygnale.
-Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z nią.- odrzekła Andrea.
Popatrzyłam na nią, a na mojej twarzy malowało się zdziwienie.
-Oj, nie patrz tak na mnie.- machnęła ręką.- Między nami jest różnie, ale przecież to tylko takie przyjacielskie sprzeczki.- puściła oczko.
-Tak.- uśmiechnęłam się kpiąco.- Przyjaźnie dźgnęłam Cię nożem.- powiedziałam z jadem w głosie.
Andrea zamilkła. Alan patrzył raz na mnie, raz na nią najwidoczniej nie znając tej historii. Czyżby Andrea miała przed swoim wybrankiem tajemnice?
-An..- odezwał się po chwili Alan, przełykając głośno ślinę.- O czym ona mówi?
-Nie ważne.-jej oczy się zaszkliły.- Zaraz wrócę.
Weszła na taras, po chwili wchodząc do domu. Pokręciłam głową. Jak można być takim wrażliwym będąc z nami w mafii?
-Powiesz mi o co chodzi?- popatrzył na mnie.
-Nie.- odpowiedziałam w ogóle nie zwracając na niego uwagi.
-Des…
-Co chcesz?- skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc na niego na ułamek sekundy.
-Nie bądź taką wredną suką.
-Dla Ciebie? Mogę być nawet kurwą i mało mnie to będzie obchodzić.
-Co ja Ci takiego zrobiłem, że znalazłaś się tu?
-Ty jesteś głupi, czy tylko takiego udajesz?- uśmiechnęłam się kpiąco, patrząc na niego.
-Chodzi o Sashe?
-Nie kurwa.. O Ducha Świętego.- przewróciłam oczami, znów patrząc przed siebie.
-To nie była moja wina!- podniósł ton.- Oni dolali mi czegoś do napoju.. Nigdy bym Cię nie zdradził..
-Wymyśliłeś to na poczekaniu?
-Kurwa Des.. Gdzie jest ta niewinna, kochająca i wrażliwa dziewczyna?- oparł rękę na oparciu za mną.
-Zginęła 4 lata temu.- podniosłam brew.
-Wiesz, jak Twoi rodzice się załamali Twoją ucieczką?
Moje serce stanęło. Po on do chuja o nich wspominał!?
-Mieli myśleć, że nie żyję.- powiedziałam spuszczając głowę.
-I tak było.- przytaknął.- Ale zwłoki były innej osoby.. Nie przypuszczaliby, że uciekniesz do L.A.
-O to mi chodziło.- podniosłam głowę, kątem oka spoglądając na Alana.- Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
-Martwili się o Ciebie..- usiadł bliżej mniej.- Ja też.
-Nie pierdol kurwa głupot, bo widziałam na własne oczy co z nią robiłeś!- wrzasnęłam.- Jesteś kurwa jebanym chujem, który chciał tylko zaliczyć kolejne dziewczyny… Myślisz, że ja nic do Ciebie nie czułam?- wskazałam ręką na siebie.- To się kurwa grubo mylisz.. Bo czułam do Ciebie aż za dużo.- syknęłam.- Ale wiesz co? Teraz mi to wyszło na dobre, bo nie mam uczuć.. Wszystkie wygasły. Dzięki Tobie.
Alan wydobył z siebie głośne westchnięciem, spuszczając głowę.
-Wrócę za niedługo.
Nie czekając na jego reakcję wstałam i poszłam na przody domu. Było coraz ciemniej, a lampy zaczynały się powoli świecić. Siedziałam na krawężniku domu z jakieś 40 minut, kiedy pod dom przyjechał Chris, razem z Bieberem.
 No tak.. Jeszcze jego tu kurwa brakowało.
-Destiny? Czemu tu siedzisz?- podbiegł do mnie Chris, a po nim z samochodu wyszedł Bieber.- Jezu, jesteś zamarznięta.- ściągnął swoją bluzę, zakładając ją na mnie.
-Nie chcę Twoje cholernej bluzy.- zrzuciłam ją.
-Hej Des, wszystko w porządku?- obok mnie kucnął Justin.
-Akurat Ciebie to powinno najmniej obchodzić.- syknęłam.
-Dzięki Jay za przywiezienie mnie.- powiedział Chris do Biebera.- Do zobaczenia.
-No spoko.
Justin wstał otrzepując spodnie.
-Do zobaczenia Destiny.- powiedział łagodnie.
-Cześć.
Gdy Justin odjechał, Chris usiadł obok mnie na krawężniku. Nic się nie odzywał, więc postanowiłam przerwać ciszę.
-Tam z tyłu, właśnie robią grilla. Idź do nich, na pewno jesteś głodny.- powiedziałam, wymuszając uśmiech.
-Pierwsze mi powiedz co się stało.
-Rozmawiałam z Alanem..- powiedziałam przez zęby.- Wspomniał o moich rodzicach..
-Hej Des..- położył rękę na moim ramieniu.- Ten dupek wystarczająco Cię skrzywdził.. nie powinnaś w ogóle z nim rozmawiać.
-Tak wiem.- wyprostowałam się.- Samo jakoś wyszło.- wymamrotałam.
-Jesteś idiotką, wiesz?- spytał żartobliwie.
-A Ty chujem, wiesz?- powtórowałam mu.
-Chodź do nich… Jestem głodny, a Ty zapewne też.- powiedział wstając.
-Idź..- powtórowałam mu.- Ja za chwilę przyjdę, dobra?
-Nie, idziesz ze mną.- powiedział stanowczo.
-Nie.
-Sama tego chciałaś.- wzruszył ramionami i przełożył mnie przez swoje ramię.
-Kurwa mać, nienawidzę Cię!- krzyknęłam.
Christian ruszył z miejsca i zaprowadził w stronę tarasu, gdzie odbywała się mini impreza. Postawił mnie na miejscu. Wszyscy się dobrze bawili: Robin, Jase, Renee, Alan oraz po chwili dopasował się Christian.. Brakowało mi tylko jednej twarzy.. Twarzy suki, która była częścią tego jebanego obrazka.


___________________________
Danke sehr za te kochane komenatrze <3
Czekam na kolejne hihih ;33

sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 16


Przez resztę dnia siedziałam w domu. Pod wieczór chłopaki wymyśliły grilla. Zgodziłam się tylko dlatego, że nie daliby mi spokoju, gdybym na grilla nie poszła. Razem z Renee pojechałyśmy do sklepu po różnego typu przekąski, a potem po wszelkiego rodzaju alkohole i napoje. Będąc w markecie wszyscy na mnie patrzyli ze zdziwieniem. No tak.. Miałam zabandażowaną całą głowę, więc nie zwracałam na to szczególnej uwagi.
-Des!- pisnęła Renee, biegnąc do mnie z chipsami i wkładając je do wózka.
-Nie krzycz.- powiedziałam trochę ciszej.
-Słuchaj co leci w radiu.- obróciła moją głowę w stronę głośnika, żebym posłuchała.
Leciała piosenka.. Tak dokładnie piosenka Biebera.
-Love me like you do!- zafałszowała szatynka.
-Kurwa mać Renee, zlituj się.- popatrzyłam na nią z politowaniem.
Dziewczyna zachichotała, ale przynajmniej się uspokoiła.
-Destiny Bieber.- powiedział nagle.
-Co?- popatrzyłam na nią z miną „WTF”.
-Pasuję nawet.- wzruszyła ramionami.
-Ale Ci jebie dziewczyno.- spuściłam głowę opierając się o wózek.
-Ej no, ale przecież to widać..- położyła rękę na moim ramieniu.- Z żadnym chłopakiem z twoich jednorazowych przygód się nie widywałaś później.. Coś jest na rzeczy.
-Piłaś coś? Czy ćpałaś? A może jedno i drugie?- spojrzałam na nią.
-Destiny! Do cholery!- wrzasnęła na cały sklep.- Ty coś do niego czujesz! I nie mów, że jest inaczej, bo to kurwa widać! Jestem Twoją przyjaciółką i do chuja wiem jak się zachowujesz!
Cały sklep patrzył na nią jak na idiotkę. Spuściłam głowę wstydząc się za nią.
-Zamknij się.- syknęłam.- Zamknij się i nie rób siary na cały sklep!
-Nie ważne.- machnęła ręką, w ogóle nie przejmując się tym co jej powiedziałam.
-Jesteś niemożliwa.- przewróciłam oczami.
Resztę zakupów zrobiłyśmy w ciszy.


Justin’s POV


-Jus.- powiedziała Miley.- Dzięki, było świetnie.. Tak się wczułeś w tą piosenkę.
-No widzisz, jestem wspaniałym aktorem.- wyszczerzyłem się.
-Wiesz, może wyjdziemy na kawę? Mam trochę wolnego czasu, a nie mam z kim go spędzić.- zatrzepotała rzęsami.
W tej chwili usłyszałem wibracje telefonu, dzwonił do mnie nieznany numer..
-Przepraszam, musze odebrać.- powiedziałem wskazując na telefon.
-Jasne.- uśmiechnęła się i poszła usiąść.
-Halo?- odwróciłem się, oddalając trochę od Miley.
-Bieber?- spytał nieznajomy mi głos.
-A kto pyta?
-Duch Święty.- warknął do telefonu.
-Czyżby nadszedł mój czas?- powiedziałem żartobliwie.
-Nadejdzie jak nie przestaniesz zgrywać idiotę.
-Nie no dobra, tak szczerze kim jesteś?- zacisnąłem telefon, wkładając wolną rękę do kieszeni.
-Chris.- powiedział szybko.
-Skąd Ty masz koleś mój numer?
-Czy to jest ważne?- w jego głosie było słychać politowanie.- Słuchaj, jutro Twoja przyszła dziewczyna ma urodziny i..
-Czekaj, czekaj, czekaj.- przerwałem mu.- Jaka przyszła dziewczyna?
-Ja pierdole.- powiedział do siebie.- Dobra to może, tak, żeby idiota zrozumiał. D e s t i n y  m a  j u t r o  u r o d z i n y.- przeliterował.- Rozumiesz?
-A no rozumiem.
-Więc chcę jej zrobić jakąś niespodziankę i postanowiłem zrobić coś na jej osiemnaste urodziny. Mam nadzieję, że pomożesz mi.
-Jasne!- pisnąłem do słuchawki.
-Ciszej do chuja..
-Sorry.- odkaszlnąłem.- Impreza, ma być jutro tak? Załatwię jakąś salę.
-Wiesz, nie jestem osobą, która lubi się wpraszać, ale nie znam Twojego gustu, wiec wolę jechać z Tobą.
-Żaden problem.- podniosłem wolną rękę w bok.
-To o której mam wpaść?
-Przyjedź do hotelu o 18.00 potem pojedziemy na miasto.
-Nie ma sprawy. Do zobaczenia.
-Siema.- rozłączyłem się.
Wróciłem do Miley, która widząc, że do niej podchodzę uśmiechnęła się wstając.
-Więc jak z tą kawą?
-Zależy kiedy byś chciała? Dzisiaj jestem umówiony, a jutro będzie impreza.
-Jaka impreza?- spytała podchodząc do zamrażarki, wyciągając z niej wodę.
-Znajoma robi osiemnastkę.- przełknąłem ślinę.
Jeżeli mogę ją nazwać znajomą.
-Zamknięta impreza?
-Jeszcze nic nie ustaliśmy. To ma być niespodzianka dla niej, więc ja i jej kolega mamy załatwić salę etc.- powiedziałem siadając na fotelu.
-Mogę pomóc w dekoracjach?
-Jasne.- uśmiechnąłem się.- Przyda się każda para rąk.
-Świetnie.- powtórowała mi.- O której jesteś umówiony w sprawie tej imprezy?
-O 18.00 Christian ma przyjechać do  hotelu.
-No to lepiej jedźmy teraz, bo znając życie będą korki.
-Racja.- przytaknąłem i wstałem.
Wyszliśmy ze studia i pojechaliśmy moim range roverem pod hotel. Stał tam już Christian.
-Siema, bro!- krzyknąłem ze samochodu.
Popatrzył się na mnie, podchodząc do samochodu.
-Nigdy mnie tak nie nazywaj.- syknął, po chwili patrząc na Miley.- O Hannah Montana z Tobą jedzie.
Parsknąłem śmiechem, a mi powtórowała Miley, a chwilę potem Christian.
-Miley.- podała rękę Christianowi.
-Christian.- musnął jej dłoń.
Christian potrafi być grzeczny? Nie spodziewałbym się..
-Koleś wskakuj i jedziemy.
Christian wsiadł i razem pojechaliśmy pod jedną z najlepszych dyskotek w mieście.
-Dzień dobry.- powiedziałem wchodząc.
-O mój Boże.- powiedziała pracownica klubu.
Uśmiechnąłem się lekko. Reakcja dziewczyn nigdy mnie nie znudzi.
-W czym mogę pomóc?- patrzyła na mnie w jak w obrazek.
-Chcielibyśmy zrobić imprezę, jutro.
Szatynka poszła po coś, mówiąc, żebyśmy zaczekali, więc usiedliśmy, czekając na kierowniczkę, albo kogoś. Właściwie tylko ja siedziałem, bo Miley rozmawiała cały czas z Christianem. Tak patrząc na nich myślę, że byłaby z nich świetna para. Taa, Justin Bieber- światowa swatka.
-Dzień dobry panie Bieber.- podeszła do mnie blondyna z włosami do ramion.- Więc chce pan przejąć lokal na jutro?
-Tak.- wstałem, otrzepując spodnie.- Najlepiej od godziny 18, do rana.- uśmiechnąłem się.
-Myślę, że dam radę załatwić.- posłała mi zalotny uśmiech.
Zaczęła czegoś szukać w komputerze.
-Więc od 18 do 5 rano następnego dnia, pasuję?- popatrzyła na mnie jednym okiem ciagle wpatrując się w komputer.
-Myślę, że tak.
-Więc chce pan, żeby nasza ekipa wykonała dekorację, czy..
-My się tym zajmiemy. –przerwała Miley, niespodziewanie pojawiając się obok mnie.
-No dobrze.- kierowniczka uśmiechnęła się.- Jak coś będziemy kontakcie panie Bieber.
-Oczywiście.
Zapisałem jej numer i podałem karteczkę.
-To teraz dekoracje.- powiedziałem podchodząc do Chrisa.
-Wiem, gdzie możemy kupić.- powiedziała Miley kładąc rękę na moim mięśniu.- ale najważniejsze jest jaka jest ta Wasza kumpela.
-Destiny?- spytał Chris.- Jest… Ostra.
Oj i to bardzo.
-Hmmm, Destiny.. Gdzieś słyszałam to imię.
-Może, gdy nagrywaliśmy piosenkę o tytule „Destiny”?- spytałem jakby to była najbardziej oczywista rzecz.
-Nie, nie stąd.- przyłożyła palce do skroni.- A wiem! Mówili o takiej jednej w wiadomościach.. Znana jako Viper?
-Strzał w dziesiątkę.- odkaszlnął Chris, patrząc gdzieś w podłogę.
-Zaraz, zaraz. Czy my robimy przyjęcie dla kryminalistki?!- wykrzyczała.
-Cicho Mils.- zatkałem jej buzię ręką.
Po chwili, gdy się uspokoiła zdjąłem rękę z jej buzi.
-Wytłumaczysz mi co tu jest grane?- spytał patrząc na mnie ze złością.
-Może ja to zrobię.- przerwał Christian.- Może przy kawie, co Ty na to?
Miley popatrzyła na mnie, po czym jej wzrok powędrował na Christiana. Kiwnęła głową i Chris i Mils poszli w stronę kawiarni zostawiając mnie samego. Szczerze nie przeszkadzało mi to.. Mogłem w końcu wybrać jakiś prezent dla Destiny. Postanowiłem wybrać się do jubilera i wybrać dla niej jakiś naszyjnik.


______________________
Masz Michalino.. Tak długo czekałas xd

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 15.

Justin’s POV


Leżeliśmy wtuleni do siebie. Nie mogłem uwierzyć w to co się przed chwilą stało. Czułem się naprawdę świetnie w jej obecności, ale czy to mogę nazwać zakochaniem? Moje przemyślenia przerwały wibracje mojego telefonu. Odsunąłem od siebie Destiny, żeby móc odebrać.
-Halo?
-Justin? Gdzie jesteś? Słuchaj wiem, że ostatnio jesteś na mnie nieźle wkurzony, jestem Ci winien przeprosiny. Ale musisz dzisiaj jechać do studia. Miley już czeka!
-Już jadę.- wstałem z łóżka, ubierając na siebie bluzę, którą wcześniej ściągnąłem.
-Gdzie idziesz?- spytała Des, podnosząc się.
-Mam dzisiaj nagranie nowej piosenki z Miley. Co jak co, ale tytuł tej piosenki jest świetny.- wyszczerzyłem się.
-Jaki?- wstała.
-Destiny*.- ponownie pokazałem jej moje białe zęby.
Przewróciła oczami. Stała obok mnie, za bardzo nie wiedząc co zrobić.
-Może się jakoś pożegnasz?- wystawiłem ręce, w jej stronę.
-Chciałbyś.- skrzyżowała ręce.
-Suka.- warknąłem, dając jej znak, że żartuję.
-Sukinsyn. –syknęła.
Uśmiechnąłem się mówiąc jej „cześć” i zszedłem schodami na dół. W salonie siedział Christian.
-Ej Bieber!- zawołał mnie.
Teraz będzie coraz lepiej.
Odwróciłem się w jego stronę, patrząc na niego ze złością. Koleś podszedł do mnie i gdy był metr ode mnie skrzyżował ręce.
-Trochę mi się spieszy.- syknąłem.
-Jestem Ci winien przeprosiny.- popatrzył na mnie.- Nie powinienem Cię osądzać.
Na mojej twarzy malowało się zdziwienie.
-Woah.- wydukałem.
-Serio, stary.. Nie powinienem. Po prostu Destiny dużo dla mnie znaczy..- podrapał się po karku.- Jakbym ją stracił, jednocześnie mógłbym umrzeć.
-Czujesz coś do niej?- przez moje żyły przepływały wszystkie emocje, jakie istnieją dla człowieka.
Ból, zazdrość, smutek, gniew, przerażenie, zdziwienie.
-Jest dla mnie jak siostra.- lekko się uśmiechnął.- Nie mógłbym znieść tego, że zginęła, albo, że cierpi. Masz rodzeństwo przecież.. Wiesz o co mi chodzi.- jego ręce swobodnie opadły.
-Tak mam i rozumiem.- wymusiłem na mojej twarzy uśmiech.
-Nie chcę, żeby coś jej się stało, rozumiesz?- spytał patrząc na mnie z politowaniem.- Jeżeli dotkniesz ją bez jej zgody, obiecuję na Boga, że Cię zabije, a Destiny mi w tym pomoże.- powiedział z powagą.
-Nie mam zamiaru jej nic robić. Ko..
No to się wkopałem.
-Ko?- spytał Chris, krzyżując ręce.- Przetłumaczysz?
-Kochana jest.
Bieber, dobry jesteś.
-To prawda.- chyba uwierzył w to całe kłamstwo.
-Musze spadać, więc do zobaczenia.
Wyszedłem z domu i wsiadłem w mój samochód. Zastanawiałem się, co ja do cholery chciałem powiedzieć.. Że ją kocham? To nie jest rzeczą możliwą. Nigdy z nią nie będę. Odpaliłem silnik, myśląc o niej, całą drogę.. Czyżby Justin Bieber, idol nastolatek, mógłby się zakochać w kryminalistce, która potrafiłaby zabić spojrzeniem..
Jej pięknym błękitnym spojrzeniem.
To wszystko jest takie pokurwione. Z jednej strony, chciałbym ponownie dziewczynę taką jaką była Caitlin. Ale z innej strony, nie mogę wymagać od dziewczyny, żeby byłą normalna, skoro ja sam nie jestem!
To uczucie..
Gdy jej nie widzę, pragnę ją zobaczyć. Gdy jej nie dotykam, pragnę ją dotknąć. Gdy jej nie ma obok, nie mogę przestać o niej myśleć.
Stałem w korku.
-Zajebiście kurwa.- przewróciłem oczami, opierając się o podłokietnik.
Wyciągnąłem telefon. Dostałem trzy wiadomości od Chaza i kolejne trzy od Scootera. Większość nich to pytania, gdzie jestem, za ile będę i czemu nie odpisuję. Zwariować można. Nie odpisałem na żadnego z nich. Momentalnie zepsuł mi się humor. Wtedy przypomniało mi się zdjęcie , które jej zrobiłem, gdy spała. Otworzyłem je i na sam widok jej drobnego ciała moja twarz się rozpromieniła.


Destiny’s POV


Trzymałam się za głowę. Cholera jasna co ja przed chwilą z nim robiłam?!  On mnie tak pociągał.. To było silniejsze ode mnie. Nie.. To nie może być to.. To jest zwykłe pociąganie, żadne uczucie!
W moim brzuchu zaburczało, więc zeszłam na dół. W drodze do kuchni zetknęłam się z Christianem.
-Destiny!- dosłownie rzucił się na mnie.
-Christian!- krzyknęłam.
-Wszystko z Tobą dobrze?- popatrzył na mnie z troską w oczach.

-Nie, jest okropnie!- udałam smutek.- Jestem taka głodna, a nie ma mi kto zrobić jedzenia!
-Idiotka.- przewrócił oczami, trzymając mnie za ramiona.
-Ale serio, jestem głodna, więc mnie puść.- próbowałam się wyrwać, ale niestety Chris był silniejszy.
-Zrobił Ci coś?- popatrzyłam na mnie podnosząc brew.
-Nie.- odpowiedział stanowczo, unikając kontaktu wzrokowego.
-Na pewno?
-Słuchaj jakby coś mi zrobił to by go musiała kurwa karetka stąd brać, więc..- przechyliłam głowę na prawą stronę.
Christian puścił mnie i poszedł razem ze mną do kuchni. Zaczęliśmy robić jajecznicę. Dokładnie z dwunastu jajek, ale po rozbiciu kilku jednak zrobiliśmy ją z ośmiu.
-Wiesz co jest jutro?- gruchał Chris, nakładając jajecznicę na talerze.
-Nie, co?- spytałam zdezorientowana.
-No proszę Cię..- popatrzył na mnie stanowczo.- Twoje osiemnaste urodziny Des.
Otworzyłam szeroko oczy, podchodząc do kalendarza. Rzeczywiście..
Jutro kończę osiemnaście lat. Ta data powinna być wyjątkowa, ale czemu miała być taka skoro wszystkie „owoce zakazane” wypróbowałam już dużo wcześniej?
-Dzień jak dzień.- przewróciłam oczami, podchodząc do blatu, gdzie znajdował się talerz z moją porcją jajecznicy.
-Wchodzisz w dorosłość- powiedział, biorąc gryz jajecznicy.
-Słuchaj.- popatrzyłam na niego z chęcią mordu.- Siedzę w tym gównie cztery lata, piję i palę od trzech, a seks uprawiam od dwóch, więc nie mów mi do cholery, że wchodzę w dorosłość!- walnęłam ręką blat.
-Destiny…- powiedział łagodnie.- Nie miałaś robionych urodzin od czterech lat.. Należy Ci się.
-Ale ja nie chcę!- syknęłam.- Jeśli chcecie zrobić mi jakąś niespodziankę jutro to mi po prostu nie wchodźcie w paradę i nie wkurwiajcie mnie!
-Nie będę Cię zmuszać.- powiedział ostatecznie.- Ale to nie znaczy, że nie mam dla Ciebie niespodzianki.
Popatrzyłam na Niego pytająco, składając dłonie jak do modlitwy, opierając mój podbródek o nie.
-Przekonasz się jutro..- uśmiechnął się, wychodząc z kuchni.



_____________________________________________

Jejku, jejku
18-stka Des? Myślicie, że Juju wpadnie?
Dziekuje, za komenatrze pod rozdzialami
KOCHAM WAS <3

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 14.

*flash back*


-Des, jest tak gorąco, chodźmy do Starbucksa na koktajl.- pisnęła Annika.
-Z chęcią.- powiedziałam, ocierając czoło od potu.
Poszłyśmy do kawiarni i usiadłyśmy przy stoliku z widokiem na drogę. Zamówiłyśmy koktajl, jednocześnie układając nasze torby z zakupionymi wcześniej ubraniami obok nas. Było mi tak gorąco, że postanowiłam spiąć włosy w niechlujnego koka. Annika mówiła mi o rzeczach o których nie miałam kompletnego pojęcia. Patrzyłam na ulicę i tam zauważyłam chłopaka. Ciągle się chował za samochodami, jakby się przed kimś uciekał. Mój lęk przed tym facetem minął, jak zniknął z mojego pola widzenia.
-A to kto?- przerwała Annika, wychylając głowę przede mnie.
Odwróciłam się i zauważyłam chłopaków ubranych na czarno. Ja się pytam, jak im nie było do cholery gorąco?! Gdy zauważyłam w ich dłoniach bronie, momentalnie chwyciłam swojej torebki i wyjęłam swoją, chowając ją do moich czarnych spodenek. Odwróciłam się w stronę Anniki.
-Nie patrz na nich.- powiedziałam przez zęby.
-Co?
-Nie patrz na nich.- syknęłam.
Annika, nie była z tych okolic, więc nie miała pojęcia o tym, że są tutaj też niebezpieczni gangsterzy. Chłopaki przeszli całą kawiarnie wzdłuż i wszerz, po czym zatrzymali się przy naszym stoliku. Moje serce zaczęło mocniej bić, gdy jednego ręce opierały się o nasz stolik.
-Panienki.- powiedział  jeden z chłopaków, z serdecznym uśmiechem.- Jesteście piękne.
-Dobra Jose, nie pierdol. Mam taką chcicę, że o ja pierdole. Bierz je i bez dyskusji.- powiedział drugi facet.
-No tak kurwa nie będzie!- wstałam, będąc kilka centymetrów od twarzy jednego i drugiego.
Nie żałowałam decyzji, będąc zabezpieczona w broń, skoro jeszcze oni się tego nie spodziewali. Poza tym zawsze byłam odważną i do tego wulgarną dziewczyną.
-Co Ty powiedziałaś?- spytał spokojnym głosem, podnosząc brew.
-Jeśli masz ochotę poruchać, to do burdelu.- uśmiechnęłam się wrednie, krzyżując ręce.
-Ty dziwko.- uderzył mnie w twarz.
Uderzyłam głową o podłogę. Annika próbowała mi pomóc wstać.
-Teraz!
Dwaj kolesie uciekli, a do kawiarni nagle zaczęły wbijać się naboje. Wszystkie przeleciały przez szybę, jednocześnie jeden z kawałków szyby został utkwiony pod moim okiem. Annika wyprowadziła mnie z pomieszczenia, po chwili dzwoniąc na karetkę. Wtedy straciłam przytomność.
Obudziłam się w szpitalu. Słyszałam jak doktor rozmawiał z moimi rodzicami.

-Wszystko z nią dobrze, tylko będzie mieć Blizne pod okiem. Szkło za mocno się wbiło do jej skóry.
Zamknęłam oczy i ponownie straciłam przytomnośc.


*koniec flash back’u*


-Więc jestem ciekaw, jaki.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.- poruszyłam brwiami.
-Czyli się nie dowiem?
-Nie.
Westchnął.
Położyłam się na łóżku, jednocześnie wyciągając dłonie do tyłu. Bieber, położył się obok mnie i razem wpatrywaliśmy się w sufit.
-Wiesz, chyba podobasz się Christianowi.- powiedział, po chwili ciszy.
-Że co?- odwróciłam głowę w jego stronę.
-Oni Cię szukali, wiesz o tym?- powtórował mi.
Popatrzyłam z powrotem na sufit, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że nic o tym nie wiedziałam. To była prawda, ale dlaczego? Nie było mnie tylko chwilę.
-Christian się najbardziej martwił. Cały czas chodził zdenerwowany i zmartwiony.
Czułam jego wzrok na moim ciele.
-To normalne.- odwróciłam głowę w jego stronę, a kącik moich ust uniósł się ku górze.- Jestem dla niego jak siostra, to normalne, że się martwił.
-Nie wiem, czy o siostrę martwiłby się w taki sposób.- nie dawał za wygraną.
-Czasami jest trochę za bardzo rozdrażniony, a jednocześnie jest zbyt uczuciowy. Wiele dla niego znaczę, tak samo jak Renee, Jason i Robin.
-A Andrea?
-Proszę Cię.- zakpiłam.- On ją tylko dotyka kiedy musi się wyżyć, albo zrelaksować. A ona jest w tym najlepsza. Podobno.- wzruszyłam ramionami, z powrotem patrząc na sufit.
-W sensie?
-Jest dobra w łóżku. Podobno.- ponownie popatrzyłam na niego.- Mówię tylko co słyszałam.
-Ty też zła nie jesteś.- poruszył brwiami.
-Ta, żebyś jeszcze coś z tamtej nocy pamiętał, to byłoby świetnie.- powiedziałam z ironią w głosie.
-Skąd wiesz, że nie pamiętam?- podparł swoje ciało na prawej ręce, żeby widzieć mnie lepiej.
Powtórowałam mu i podparłam się tylko, że na dwóch rękach.
-Pamiętam ten jęk, jak całowałem Twoją szyję.- wyszczerzył się.- Chyba Ci się podobało.- poruszył brwiami.
-Może tak, może nie. Za dużo byś chciał wiedzieć.
Nastała cisza, patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Nagle Justin znalazł się kilka milimetrów od mojej twarzy. Wiedziałam do czego zmierza i jakoś nie chciałam tego przerywać. Poczułam jego ciepły oddech na moich ustach. Po chwili nasze usta się złączyły. Na początku to było zwykłe muskanie, ale po chwili pocałunek się pogłębił. Bieber włożył język do moich ust, jednocześnie przysuwając mnie do siebie, tak, że leżałam pod nim. Wplotłam rękę w jego włosy, a on swoją położył na mojej talii. Jezu, jak on całował.. Tego nie da się opisać. To trzeba poczuć! Przyciągając mnie jeszcze bardziej do siebie, jego język zaczął wędrować po mojej szyi, a Justin składał na niej wiele pocałunków. Zamknęłam oczy z rozkoszy. To było cudowne uczucie, gdy chłopak to robił. Po chwili postanowiłam przejąć pałeczkę i usiadłam na nim okrakiem. Bieber usiadł, a ja siedząc na nim zaczęłam się wpijać w jego usta, tak samo jak on w moje. Nasze języki walczyły o dominacje. Ani ja, ani on nie dawali za wygraną. Strasznie pociągał mnie sposób w jaki mnie całował. To było takie podniecające, szczególnie, że wiedział jak to robić, żeby zadowolić dziewczynę. Jego ręce znalazły się na moich pośladkach, mocno je chwycił, na co jęknęłam mu do ust. Czułam, że się uśmiechnął z tego powodu, a ja przewróciłam oczami w myślach. Nie miałam go dość. To co robił… Było świetne! Może się powtarzam, ale tego nie da się powiedzieć jeden raz. W myślach się tylko zastanawiałam, czemu to robimy, nie będąc razem.. Tak dziwne pytanie, ale zawsze w takiej sytuacji kończę z facetem na pieprzeniu się, a teraz? Teraz tak nie było.


___________________________________

dsjgfhdjsgfshd jakie to jest nooo xd
Myślicie, że w nastepnym rozdziale bedzie cos wiecej? ;333
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 29 czerwca 2013

Rozdział 13.


Destiny nie chciała się obudzić, więc postanowiłem usiąść na ławce, naprzeciwko niej. Szczerze? Nigdy bym się nie spodziewał, że milę od jej domu znajduję się tak piękna polana. Wziąłem jej telefon z ziemi i wyłączyłem piosenkę. Uśmiechnąłem się na widok jej tapety z napisem „Believe”. To było miłe, patrząc jak osoba, która Cię nienawidzi ma na telefonie coś co jest z Tobą związane. Zablokowałem jej telefon i zacząłem go okręcać na około w palcach, cierpliwie czekając jak Des się obudzi. Dziewczyna spała jak zabita. Dosłownie. Znudzony czekaniem, aż się obudzi wziąłem ją na ręce i poszedłem z stronę ogrodu, gdzie siedział Christian i Renee.
-Justin!- pisnęła Renee, podchodząc do mnie.- Czy z nią wszystko..
-Tak, wszystko w porządku.- przerwałem jej, uśmiechając się.- Po prostu zasnęła i nie chcę się obudzić.
-Zaprowadź ją do pokoju.- powiedział serdecznie Christian, uśmiechając się.
Do mnie? Woah.
Przytaknąłem mu i poszedłem z nią do jej pokoju. Położyłem ją na łóżku, po czym przykryłem kocem, który znajdował się na podłodze. No proszę, ten sam koc, na którym ja spałem. Blondynka, odwróciła się jednocześnie przytulając do siebie poduszkę. Wyglądała tak słodko.
BIEBER, NIE MOŻESZ SIĘ ZAKOCHAĆ. Tak właśnie krzyczała moja podświadomość. Niestety miała rację, nie mogłem. Podszedłem do szafki, na której miała różne swoje zdjęcia z dzieciństwa, pamiątki, maskotki i zeszyt. Przypominał pamiętnik, wiec nie miałem zamiaru sprawdzać co było w środku. Oglądałem jej zdjęcia. Gdy była młodsza, wyglądała całkiem inaczej niż jak wygląda teraz. Była ładna bez makijażu, nie potrzebnie teraz tyle go nakłada. Szczególnie na oczy. Tak myślę. Jedno zdjęcie przykuło moją uwagę. Były to 4 fotografie, zrobione w budce na zdjęcia. Na każdej miała śmieszne miny, ale nie była na nich sama. Była prawdopodobnie z chłopakiem, a na jednym się z nim całowała. Zdjęcia były oprawione w mała anty ramę. Nie wiadomo czemu, poczułem się zazdrosny. Aż z tego powodu parsknęłam śmiechem. Nagle usłyszałem jak Des porusza się na łóżku. Przecierała oczy, rozglądając się dookoła.
-Bieber?- spytała zdezorientowana.- Co ja.. Co Ty tu robię?- ponownie rozejrzała się dookoła.
-Zasnęłaś na ławce, za lasem, a wszędzie Cię szukali, wiec postanowiłem Cię wziąć do domu.- uśmiechnąłem się, podchodząc do niej.- Dobrze się czujesz?- usiadłem na łóżku.
-Tak.- spuściła głowę, na co zobaczyłem jak jej blond włosy z prawej strony, zmieniają kolor na czerwony.- Co się tak przyglądasz, jak głupi?- spytała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Rana się odnowiła. Będzie trzeba ponownie założyć bandaże.- uśmiechnąłem się niepewnie jednocześnie wstając.
-Myślę, że się obejdzie bez tego.- przewróciła oczami, gdy popatrzyła na zakrwawioną poduszkę, wyskoczyła z łóżka jak poparzona.
Parsknąłem śmiechem, widząc jej reakcję.
-Co Cię tak śmieszy?- lekko mnie popchnęła.
-Twoja reakcja.- zachichotałem.- Czyżbyś dostała okres?- zażartowałem.
-A spierdalaj.- ponownie mnie popchnęła, przewracając przy tym oczami.
-Wiesz co mnie zawsze zastanawiało?- usiadłem na jej łóżku, podpierając się z tyłu rękami, na co Des popatrzyła na mnie.- Jak to jest, że dziewczyna co miesiąc krwawi, ale przez to nie umiera?- popatrzyłem na nią, na co ona złapała się za czoło.
-Ty serio jesteś taki głupi, czy takiego udajesz?- spytała, patrząc na mnie z politowaniem.
-Ale czy to dla Ciebie nie jest dziwne?- spytałem, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Tak samo jakbym ja spytała, dlaczego chłopak może mieć tylko raz orgazm podczas stosunku, a dziewczyna może mieć ich więcej.- kącik jej ust się uniósł ku górze.
-A na to jest logiczne wytłumaczenie.- podniosłem palec ku górze, na co Des popatrzyła na mnie z zainteresowaniem.- Ale jeszcze go nie poznałem.- położyłem rękę na udzie.
-Jesteś idiotą.- przewróciła oczami i wzięła poduszkę, ściągając z niej poszewkę.
Nastała niezręczna cisza. Przynajmniej niezręczna dla mnie, a jej włosy stawały się coraz to mocniej czerwone. Chwyciłem jej rękę i poszedłem stronę łazienki.
-Co Ty do cholery robisz?!- wrzasnęła jak zamknąłem drzwi od łazienki.
-Ratuję Twoją główkę, skarbie.- puściłem jej oczko, na co ona ewidentnie zamilkła.
Zacząłem przemywać jej ranę, najpierw wodą, a potem wodą utlenioną. Mówię Wam widok jej, jak ją to szczypie jest przekomiczny.


Destiny’s POV


-Dobra, myślę, że starczy tej jebanej tlenówki.- syknęłam.
-Też tak myślę.- uśmiechnął się wrednie.- Uwielbiam na ciebie patrzeć, jak Cię leję nią po ranie.
-Nienawidzę Cię.- popatrzyłam na niego.
-Wcale nie.- powiedział z dumą.
-Byś się zdziwił.- mruknęłam.
-Nie boję się Ciebie, Viper.
Za nim zdążył cokolwiek zrobić, wstałam i wykręciłam mi rękę do tyłu.
-Aua! Destiny, do cholery!- wrzasnął z bólu.
-Cofnij to, Bieber!- trzymałam jego rękę w tyle.
-Ale to jest prawda!- mocniej ją wykręciłam, na co on syknął.
-Cofnij, albo Ci ją złamie.- wyszeptałam mu do ucha.
-Dobrze, cofam to, ale mnie puść kurwa!- warknął.
Puściłam jego rękę, a jego twarz była czerwona. Parsknęłam śmiechem widząc go w takim stanie.
-Nienawidzę Cię.- warknął, trzymając się za rękę.
-Tak sobie wmawiaj.- zakpiłam.
Bieber przewrócił oczami, a ja przetarłam moją otwartą ranę wodą. Po chwili Justin mi pomógł i założył mi bandaż na głowę. Przeczesałam od połowy głowy moje włosy palcami i popatrzyłam na Biebera, który stał za mną opierając się o ścianę.
-Des..- zaczął nerwowo.
-Tak?- spytałam, opierając się o blat ze zlewem.
-Przepraszam.- powiedział przekręcając głowę na prawą stronę.
-Za co?- spytałam zdezorientowana.
-Za ranek.- spuścił głowę.- Nie powinienem nic takiego mówić.- popatrzył na mnie.
Dopiero teraz przypomniała mi się dzisiejsza kłótnia, mimo tego nie miałam ochoty jej kontynuować.
-Zapomnij.- machnęłam ręką.
-Serio?- spytał zszokowany.
-Tak, serio.- powiedziałam, jakby to była najbardziej oczywista rzecz, po czym odwróciłam się do lustra.
Wyszliśmy z łazienki i poszliśmy do mojego pokoju. Pościeliłam moje łóżko, a Justin przyglądał się zdjęciom na szafce. Po chwili podeszłam do niego sprawdzając na co patrzy.
-To ja i Alan.- powiedziałam, stając przy nim.
-Ten Alan, co Cię zaatakował?- popatrzył na mnie, trzymając zdjęcie w jednej ręce.
-Tak.- spuściłam głowę.
-Czemu z nim byłaś?
-Teraz, to sama nie wiem.- wzruszyłam ramionami.- Byłam młoda.
-I głupia.- zażartował.
-Ja nigdy nie byłam głupia!- wskazałam na siebie, mówiąc z naciskiem na „nigdy”.
-Tak sobie wmawiaj.- przytaknął głową z kpiną.
-Dupek.- popchnęłam go w stronę łóżka, na które opadł.
-Serio? Nie lepiej powiedzieć, że masz na to ochotę, niż popychać mnie na łóżko?- powiedział podnosząc brew.
Przewróciłam oczami, podnosząc głowę do góry, nagle obok mnie pojawił się Justin, który przełożył sobie mnie przez ramię, na co głośno pisnęłam.
-Cholera jasna! Kretynie, postaw mnie!!- zaczęłam obkładać pięściami jego plecy.
Podszedł w stronę łóżka i rzucił mnie na nie, jednocześnie kładąc ręce pomiędzy moją głową.
-Co się tak na mnie patrzysz?- lekko podniosłam głowę.- Ciastko Ci obiecałam, czy co?
-Masz ładne oczy.- powiedział, jakby mnie w ogóle wcześnie nie słyszał.- Tylko czasami przesadzasz w malowaniu ich.
-Jeżeli Ci to przeszkadza, to nie patrz na nie.- przewróciłam oczami.
-Masz jakieś powody, żeby się tak silnie malować?- podniósł brew.
-A, żebyś wiedział, że mam.


_____________________________

Myślałam, że nikt tego nie czyta ;ccc
A tu taki suprise, lol .
Bądź co bądź teraz bede czesciej rozdziały dodawać. Piszcie jak Wam się podoba itd.
Whatever
KW <3

środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 12.

Justin’s POV


Wracałem do domu. Byłem zdenerwowany sam na siebie. Po co ja się do chuja odzywałem!? Z nerwów kopałem w każdy pobliski kamień.. Poza tym nieźle się wkopałem. Hotel jest po drugiej stronie miasta. Ale oczywiście moja mądra głowa nie pomyślała wcześniej i dopiero w połowie drogi zadzwoniłem do Chaza.
-Siema, stary gdzie ty jesteś?
Ciągle zadawał to samo pytanie. No denerwujące.-Jestem na ul. Roseterd. Przyjedź po mnie, błagam!
-Jasne, zaraz będę.
Rozłączył się. Usiadłem na krawężniku i czekałem na Chaza. Byłem tak zdołowany. Po co ja się kurwa odzywałem?! Po co!? Ona nie zasłużyła.. Nigdy nie myślę głową. Po jakichś 10 minutach przyjechał Chaz. Wsiadłem do samochodu i swobodnie oklapłem na siedzenie.
-Gdzie Ty byłeś?- spytał, nie odrywając oczu od drogi.
-A u znajomej.- oparłem rękę o podłokietnik, ja moją głowę o dłoń.
-U Destiny? Czy jak jej tam?
-Skąd o niej wiesz?- popatrzyłem na niego, oblizując usta.
-Wczoraj coś o niej wspominałeś na imprezie.- podniósł brew.- Może mi w końcu coś powiesz o tej dziewczynie?
Zbielałem. No co ja mogłem o niej mówić, nawet jej nie znając?!
-Słyszałeś o gangsterce o pseudonimie Viper?
-To jest ta Destiny?!- spytał wystraszonym głosem.- Stary zerwij z nią kontakty! Ona może Cię zabić!
-Ona mi tego nie zrobi!- podniosłem ton.
-Skąd niby to wiesz?- popatrzył na mnie, po czym ponownie przeniósł wzrok na jezdnie.- wiesz ile ona już osób zabiła? Nie zawaha się przed kolejnym zabójstwem. I nie obchodzi jej to, że jesteś sławny.
-Jestem pewny, że mi nic nie zrobi. Choć się dzisiaj trochę posprzeczaliśmy. I jak widzisz.. ŻYJĘ!- powiedziałem z naciskiem na „żyję”.
-Dlaczego nie możesz się umawiać z jakąś normalną dziewczyną?- spytał z politowaniem.
-Jak mogę wymagać od dziewczyny, żeby była normalna jak sam nie jestem!?
Odpowiedzią był śmiech Chaza. W końcu byliśmy na miejscu. Całe szczęście. Zatrzasnąłem drzwi z całej siły i wszedłem do hotelu.
-Dzień dobry panie Bieber.- powitała mnie recepcjonistka.
-Czego?- warknąłem.
-Dzwonił niejaka Renee. Chciała się z panem umówić. Mówi, że przyjdzie do pana za chwilę.- uśmiechnęła się serdecznie, ale z lekkim grymasem.
Renee? Przyjaciółka Des?
-Niech przyjdzie. Będę na nią czekać.- powiedziałem oschle.
Poszedłem do pokoju i położyłem się na łóżko. Długo i intensywnie myślałem o tym co mogła chcieć ode mnie owa dziewczyna. Nie musiałem długo myśleć, bo do moich drzwi zapukała brunetka.
-Proszę.- podniosłem się.
-Cześć.- uśmiechnięta Renee weszła do pokoju.
-No cześć.- wstałem uśmiechając się.- Co Cię do mnie sprowadza?- podszedłem do niej.
-Ta sprawa z rana.- zaczęła się robić nerwowa.- Wiem, że to nie moja sprawa, ale kurde Des jest moją przyjaciółką i nie chcę, żebyście się kłócili, bo moim zdaniem powinniście być razem, choć ona mówi, że nie chcę, ale ja wiem, że w końcu tak będzie.- wykrzyczała jednym tchem.- Bieber przeproś ją!- chwyciła moje ramionami, potrząsając nimi.
Próbowałem przekonwertować to o czym ta laska mówiła..
-Renee, o czym Ty mówisz?- spytałem wyrywając się z jej uścisku.
Gdyby nie to, że jest przyjaciółką Des pomyślałbym, że jest jakaś nienormalna.
-Ja wiem, że nie jesteś dla niej jak wszyscy inni. Nie widzi w Tobie sławy. Widzi zwykłego chłopaka.- popatrzyła na mnie.- znam ją długi czas, więc wiem co mówię.
-Ale ja z nią nie będę!- zawrzałem.
-Nigdy nie mów nigdy.- zacytowała moje motto.
No kto by pomyślał, że akurat ona będzie je znać.
-Nie jest w moim typie.- skłamałem.
-Taa, uważaj, bo Ci uwierzę.- zakpiła sarkastycznie.
-Jak Ty to robisz, że wiesz wszystko?
-Bo ja zawsze wiem wszystko.- podniosła brew.
-No dobra. Bądź co bądź. Ja nie jestem w jej typie.
-Tak sobie wmawiaj!- energicznie podniosła ręce w górę.- Ona się do Ciebie uśmiechnęła.. A ona nigdy tego nie robi!- krzyknęła.
-To jeszcze nie jest powód.
-Słuchaj kurwa. Albo mnie posłuchasz i pójdziesz do niej i ją przeprosisz, albo kurwa zdobędziesz wroga na całe życie, który w każdej chwili może Ci wysadzić głowę, więc wybieraj.- skrzyżowała ręce podnosząc brew.
Westchnąłem spuściwszy głowę. Renee miała rację. Wszystko co mówiła to była pieprzona prawda. Ale nie mogę jej tak po prostu przeprosić. To musiało być coś wyjątkowego.
-Dobra mam pomysł.- popatrzyłem na nią.- Tylko będziesz musiała mi w tym pomóc.
-Uuu będzie ciekawie.- usiadła na łóżku, zakładając nogę na nogę.- Mów.
-Wezmę ją na..
-Randkę?- spytała, przychylając głowę.- Wątpie, że się zgodzi, po Alanie ma taki uraz, że o ja pierdole.- skrzywiła się.
-To tłumaczy dlaczego dzisiaj się nie zgodziła na pójście ze mną na obiad.- spuściłem głowę.
Renee wzruszyła ramionami. Nagle wyciągnęła telefon z kieszeni.
-Przepraszam, musze odebrać.
-Nie krępuj się.- uśmiechnąłem się.
-Halo?- odebrała telefon.
Nie słuchałem o czym mówiła, tylko jej się przyglądałem. Renee tak samo jak i Andrea i Destiny była naprawdę atrakcyjna. Włosy do piersi koloru czarnego. Była ode mnie niższa o głowę, ale za to była naprawdę szczupła. Trochę, aż za bardzo.
-Słuchaj Jase, nie krzycz. Będę za chwilę w domu, poszukamy jej.- powiedziała zdenerwowanym głosem do słuchawki, po chwili się rozłączyła.- Przepraszam, ale musze iść.- schowała telefon do tylnej kieszeni.
-Co się stało?- popatrzyłem na nią z troską w oczach.
-Destiny..- wyszeptała spuszczając głowę.
-Co z nią? - mój głos zadrżał.
-Zniknęła!- popatrzyła na mnie podnosząc głos.- Nie mogą jej znaleźć.
-Czekaj pójdę z Tobą.- wziąłem telefon z łóżka i wyszedłem w stronę drzwi razem z Renee.
Pojechaliśmy osobnymi samochodami. Byłem wcześniej niż Renee, ale postanowiłem na nią poczekać. Gdy przyjechała, weszliśmy do mieszkania, gdzie byli Christian i bliźniacy.
-A on co tu robi?- spytał Chris wskazując na mnie palcem.
-Spotkałam go po drodze.- skłamała.- Już nie bądź taki. Przyda się każda para rąk do znalezienia jej.- przewróciła oczami.
Christian jak zawsze posłał mi złowrogie spojrzenie, które olałem. Jak zwykle. Zaczęliśmy je szukać. Blondyn chyba najbardziej się tym przejął, bo był zdenerwowany, a zarazem zmartwiony jak nie wiem. W końcu usiadł na tarasie w ogrodzie.
-Chris?- podszedłem do niego.
-Co chcesz?- warknął.
-Znajdziemy ją.- stanąłem za nim.
-Z takim tempem na pewno.- powiedział sarkastycznie.
-Nie możesz się załamywać! Przecież nie mogła odejść daleko.
Christian wstał i odwrócił się w moja stronę.
-Nie znasz jej.- przybliżył się do mnie.- nie wiesz gdzie mogłaby być.- zwęził oczy.
-Znam wystarczająco.
-Nie wiesz o niej nic!- przerwał mi, jednocześnie podnosząc ton.- nie wiesz, jak ma na nazwisko, nie wiesz ile ma lat, nawet podstawowych rzeczy o niej nie wiesz! A dlaczego? Bo nie dałeś jej nawet szansy, żeby z nią pogadać, bo musiałeś jej wypomnieć to, że śpi z innymi chłopakami na imprezie.
-To samo ze mnie wyszło.- powiedziałem lekko się cofając.- nie wiedziałem, że aż tak ją to poruszy..
-No to jak wiesz poruszyło.-syknął.
Zignorowałem fakt, że czułem jego oddech na mojej szyi i podszedłem w stronę ogrodu.
-Słyszysz?- podniosłem palec wskazujący w górę, bardziej nastawiając uszy.
-Niby co?- podszedł do mnie.
-Ta melodia..
Słyszałem skądś z daleka jak leciała piosenka „Never Let You Go”.. O jednak mam fankę! Uśmiechnąłem się usatysfakcjonowany.
-Nic nie słyszę.- fuknął.
-Ale ja słyszę. Poczekaj tu.
Poszedłem w stronę melodii, którą słyszałem coraz głośniej, gdy byłem u celu zobaczyłem śpiącą na ławce Destiny, które słuchawki odłączyły się od telefonu. Podszedłem do niej i może to zabrzmi dziwnie.. ale musiałem zrobić jej zdjęcie.
 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 11.

Czy ja dobrze zrozumiałam? Bieber zaprasza mnie na obiad?
-Chyba nie skorzystam.- odłożyłam szklankę do zlewu.
-Ale dlaczego?- spytał jakby był jakąś małą dziewczynką proszącą się o lizaka.
-Bo nie mam ochoty się z tobą spotykać?- powiedziałam ironicznie.- Poza tym co Ty jeszcze tutaj robisz? Już jak się obudziłeś powinieneś stąd wybyć.
-Pierwsze słyszę.
-Jak się opija na imprezie, a potem nic nie pamięta to tak jest.- przewróciłam oczami.
-Wolę być opity, niż ruchać się z pierwszym lepszym.
Moje serce ewidentnie stanęło. Podeszłam do niego bliżej jednocześnie pchając go z krzesła, tak, że wstał. W tej chwili nie obchodziło mnie czy był ode mnie wyższy.
-Co Ty kurwa powiedziałeś!?- popchnęłam go.
-Słyszałaś.- skrzyżował ręce, podnosząc brew.
-Ty się prosisz o porządny wpierdol.- ponownie go pchnęłam.
-Nic mi nie zrobisz Destiny.
-Można się założyć.- skrzyżowałam ręce.
Justin się nie odezwał, jedynie co zrobił to spuścił głowę.
-Z resztą po co ja na Ciebie marnuję czas?!- podniosłam energicznie ręce.- Wypierdalaj stąd!- wskazałam palcem na drzwi.
-Ale Des..
-Wypierdalaj!- nawet nie pozwoliłam mu dokończyć.
Westchnął, obrócił się i opuścił siedzibę. Po chwili do pokoju wleciał Christian.
-Destiny? Wszystko w porządku?- podszedł do mnie bliżej.
Byłam cała roztrzęsiona. Słowa Biebera zabolały mnie, ale kurwa czemu?! Gdy Andrea tak do mnie mówi to mam to w dupie, a jak on.. wypowiedział te słowa, to bolało. Tępy chuj.
-Ten skurwysyn..- powiedziałam przez zęby.
-Shhh.
Christian podszedł do mnie bliżej, jednocześnie obejmując ramieniem. Po chwili objął mnie mocniej, tak, że moje ciało stykało się z jego. Trzymał mnie w uścisku dopóki się nie uspokoiłam.
-Zabiję skurwysyna.- powiedziałam wyswobadzając się z jego uścisku.
-Nie rób tego.- powiedział spokojnym głosem.
-Czemu nie?! Pierwsze zaprasza mnie na obiad, a potem mówi, że jestem kurwą i dziwką! Przegiął kurwa, przegiął!- cała furia, ponownie ogarnęła moje ciało.
-Jak Cię nazwał?!- spytałam wkurzony Chris.
-No nie powiedział tego wprost, ale ja to tak odebrałam.- wzruszyłam ramionami.- Skąd on wie co ja robię na imprezach?!
-Możliwe, że Andrea mu powiedziała..- podrapał się po karku.- Dawała mu jakieś ubrania, mogła wcześniej z nim rozmawiać.
Całą furia ponownie wróciła. Gdyby spojrzenie mogłoby zabić, Christian leżał by teraz martwy. Jak ta suka mogła się tak daleko posunąć!?! Zajebie szmatę. Poszłam do kuchni po nóż, a następnie weszłam biegiem po schodach i po chwili znalazłam się w pokoju Andrei.
-Co ty sobie kurwa myślisz?! Po co to wszystko powiedziałaś Bieberowi, huh?!
-Ja mu powiedziałam tylko prawdę!- wstała z łóżka, podchodząc do mnie.
-Słuchaj pieprzona suko, jeśli ten człowiek tu wróci, a Ty mu powiesz chociaż jedno słowo o mnie to Cię zabiję! Albo tak dojebie, że przez długi czas nie będziesz mogła normalnie funkcjonować.- wytknęłam jej palec w krtań, stając coraz bliżej.
-Słuchaj pieprzona szmato!- odepchnęła mój palec.- Jeśli byś się nie kurwiła z pierwszym lepszym to nie musiałabym mu nic mówić!
-Ja pierdole, przegięłaś.- pchnęłam ją w bok nożem, który po chwili go z niej wyciągając.
Andrea skuliła się z bólu, łapiąc krwawiące miejsce.
-Jeszcze jakieś pieprzone uwagi Andreo?- spytałam wycierając nóż.
-Nienawidzę Cię szmato.- powiedziała ze łzami w oczach.
-Nie pochlebiaj mi skarbie.- uśmiechnęłam się wrednie.- Lepiej idź odkaź ranę, bo jeszcze zakażenia dostaniesz.- udałam współczucie.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. W salonie siedział Christian, a ja poszłam do kuchni wrzucając nóż do zlewu.
-Co Ty jej zrobiłaś?- stanął za mną Chris.
-Pchnęłam nożem.- powiedziałam dumnie.
Christian Westchnął.
-Nie możesz każdego problemu załatwiać w taki sposób.- chwycił mnie za biodra.
-Nie załatwiam każdego problemu, w taki sposób. Po prostu Andrea działa mi na nerwy.
-Proszę Cię. Opanuj trochę swoją złość inaczej niedługo będziesz zabijać przez to, że ktoś trzyma łyżkę w zły sposób.- zażartował.
Zachichotałam lekko.
-Myślę, że nie będzie źle do tego stopnia.
-Taką mam nadzieję.- puścił mi oczko, jednocześnie puszczając moje biodra. Dopiero teraz zauważyłam, że je na mnie trzymał.
Christian zrobił nam śniadanie, które zjadłam z apetytem. Po śniadaniu włożyłam wszystkie naczynia ze zlewu do zmywarki i ją włączyłam. Nie mogłam się skupić ciągle myślałam o tym co powiedział mi Bieber. To było dziwne. Powinnam się odstresować, ale jak? Nie miałam ochoty na seks, ani na żadne tego typu zabawy. Postanowiłam pójść się ubrać. Wybrałam czarne spodenki i białą luźną bluzkę, a pod to czarny stanik, do tego czarne trampki. Wzięłam telefon i słuchawki i wyszłam w stronę ogrodu. Postanowiłam jednak wyjść na polanę, która była o mile dalej od naszej siedziby. Była ładna pogoda. Słońce świeciło, a pieprzone ptaki ćwierkały. Usiadłam na ławce pomiędzy dwoma drzewami. Oparłam się o drzewo, a nogi wyłożyłam na ławkę. Włożyłam słuchawki do uszu i włączyłam moją playliste.
”..They say that hate has been sent, so let lose the talk of love..”
Po chwili otwarłam oczy i popatrzyłam na telefon. Wiedziałam, że skądś znam tą piosenkę! Tą piosenkę słuchałam wyjeżdżając z San Francisco. Zawsze, gdy było mi źle jej słuchałam. Tą samą piosenkę nucił Justin pod prysznicem!
-Justin Bieber, Never let you go.- powiedziałam sama do siebie.- Musi to być akurat Twoja?- spytałam sarkastycznie.
Przewróciłam oczami i ponownie włączyłam ją. To, że jego nie lubię to nie znaczy, że nie mogę słuchać jego jednej piosenki. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tekstem.
”..There’s a dream. That I’ve been chasing want so badly, for it to be reality..”
Do moich oczu napłynęły łzy. Ta piosenka przypomniała mi wszystkie chwile spędzone z Alanem. Te złe, ale też i te dobre, a było ich sporo. Każda dziewczyna w szkole zazdrościła mi chłopaka, każdy mówił, że pasujemy do siebie. Nie wstydziłam się tego, że z nim byłam. Miał opinie chuligana, który pił i palił. Nie bałam się, że w jego towarzystwie coś mi się stanie. Denerwowało mnie to, że palił, bo tym samym niszczył sobie płuca. Cóż za zbieg okoliczności, teraz ja to robię. Kochałam go całym sercem, ale jak widać było to uczucie nieodwzajemnione. Nie mogłam uwierzyć, że mogłam z nim być.. Był marzeniem każdej dziewczyny w szkole, a wybrał mnie. Byłam z nim pięć miesięcy. Pięć pieprzonych miesięcy, które poszły się jebać! Pewnie, gdyby pewna dziewczyna nie zaprosiła mnie na imprezę, na której był on i Sasha, teraz nie siedziałabym w tym gównie, tylko u rodziców w San Francisco.
”..It’s like an angel came by and took me to heaven, cause when I stare In your eyes, it couldn’t be better..”
Każde słowa z tej piosenki przypominały mi Alana. Każdego dnia, gdy się witaliśmy mówił do mnie „aniołku” lub „księżniczko” co zawsze sprawiało, że motylki latały w moim brzuchu jak szalone.
Dość!
Wyłączyłam tą piosenkę i słuchałam kolejnej.
”.. Once upon a time, a few mistakes ago I was in your sights, you got me all alone..”
Ponownie zamknęłam oczy i rozkoszowałam się piosenką. Jako jedyna nie przypominała mi nic. Zwykła piosenka..
”.. I guess you didn't care, and I guess I liked that and when I fell hard, you took a step back..”
Włożyłam telefon do kieszeni spodenek i osunęłam się lekko na ławkę. W tej chwili zastanawiałam się, jak to jest ponownie kochać. Czy, np. moje uczucia do kogoś byłyby na tyle silne, a moje zaufanie na tyle naiwne, żeby ponownie się w kimś zakochać? Wątpie w to, ale życie płata nam różne figle.. Zawsze, gdy słucham piosenek, zastanawiam się nad czymś co nie ma kompletnego sensu. Myślę o miłości, która i tak dla mnie istnieje, albo myślę o osobach, które już dawno powinnam wymazać ze swojej pamięci.
Jestem nienormalna.
”..Cause I knew you were trouble when you walked in so shame on me now..”
Po tych słowach moje myśli mną zawładnęły i niewiadomo kiedy, zasnęłam.

_______________________________________

Kolejny rozdział, mmmmmm.
Co wyniknie dlaje z kłótni Jusa i Des? O.o

follow on twitter @xxKaLoLaxx
pytaj ask.fm/teachhowtodougie

niedziela, 26 maja 2013

Rozdział 10.

Spojrzałem jeszcze raz na Andree i wziąłem szklankę do ręki, podnosząc ją. Popatrzyłem jeszcze raz na to białe gówno i przyłożyłem ją do ust.
-Będzie lepiej jak wypijesz wszystko jednym tchem.- przerwała moje rozmyślenia.
-Spróbuję się nie porzygać.
Parsknęła śmiechem, a ja wypiłem całe to pieprzone chujstwo. Do dna. Aż mnie zemdliło.
-O kurwa.- odstawiłem szklankę, zginając się w połowie.
-Nie mówiłam, że to jest dobre.- powiedziała rozglądając się po pokoju.
Hmmm, no nie mogę powiedzieć efekt był natychmiastowy. W gwałtowny tempie moja głowa przestała mnie boleć i wszystkie inne dźwięki stały się bardziej znośne.
-Dzięki, już mi lepiej.- uśmiechnąłem się, siadając na krześle naprzeciwko Andrei.
-Nie ma za co.- odłożyła szklanki do zlewu.- wiec mówisz, że nic nie pamiętasz? Nic kompletnie nic?
-Dokładnie.- położyłem rękę na blacie.
Była godzina 8.00. Nawet nie sądziłem, że tak długo mi zajmie picie jednego napoju. Zacząłem się bawić palcami stukając o blat, jednocześnie oglądając Andree. Jeśli mam być szczery była naprawdę atrakcyjną dziewczyną. Jej blond włosy opadały na jej klatkę piersiową, a jej figura była… Po prostu idealna.
-Dziwne, ze trafiłeś akurat do nas.- przerwała moje rozmyślenia.
-Bardzo.- przytaknąłem jej.
Andrea wytarła blat o który się wcześniej opierała. Widać było, że chce mnie ewidentnie uwieść. Skąd to wiem? Jej luźna bluzka była na tyle luźna, że było widać fragment jej piersi. I ta kobieta specjalnie jeździła obok mnie ta szmatą w ręce. Gdy to robiła patrzyła się na mnie w taki sposób jakby była podniecona tym co robi. Trochę dziwne, ale są gorsze panny.
-Czy Ty chcesz mnie uwieść?- spytałem krztusząc się własną śliną.
-Ja? Nie, no proszę Cię.- machnęła ręką, wrzucając szmatę do zlewu.- Nie mogłabym tego robić mojemu chłopakowi.
Ma chłopaka i odstawia takie numery? Współczuje mu.
-Więc trochę szacunku powinnaś do siebie mieć.- powiedziałem opierają się o jedną rękę.
-Przecież mam!- pisnęła z wściekłości.
-Żartuje.- wystawiłem ręce w znak obrony.
Choć tak naprawdę nie żartowałem.
-No ja myślę.- usiadła naprzeciwko mnie.- Nie jestem Des.- uśmiechnęła się wrednie.
-Co masz na myśli?- popatrzyłem na nią z zaciekawieniem.
-Śpi z kim popadnie.- wzruszyła ramionami.- Z tego co wiem była kiedyś z moim chłopakiem.
-Jak to śpi z kim popadnie?- spytałem z niedowierzaniem.
-No po prostu. Nie jesteś jedynym z którym to robiła.
Moje serce stanęło. Mój Boże.. Przespałem się z dziwką!?
-Ona jest.. Dziwką?- spytałem szepcząc ostatnie słowo.
-Nie.- powiedziała.- Nie będę Cię okłamywać, bo ta suka może mi coś zrobić, wiec powiem prawdę. Nie znam jej historii, bo z nią nie rozmawiam. Nie jesteśmy sobie bliskie, ale wiem, że ma czasem tak, że musi się z kimś przespać. To jest jej tak jakby sposób na odprężenie.
-Chyba rozumiem..- przytaknąłem.
Jednak cofam słowa, jakie wcześniej pomyślałem.
-Z tego co wiem nie miała łatwo w życiu.- wzruszyła ramionami, wciągając powietrze.- Może Tobie się uda coś od niej wyciągnąć.
-Może.
-Załatwić ci jakieś ubranie?
Właśnie zdałem sobie sprawę, że jestem tylko w szlafroku i bokserkach.
-Byłoby mi miło.- uśmiechnąłem się.
Andrea wyszła, a tupot jej stóp usłyszałem po schodach. Wypuściłem powietrze, próbując poskładać sobie wszystkie słowa w jedność. Muszę wiedzieć, dlaczego Destiny robi takie rzeczy, bo na pewno nie zaczęła tego robić bez powodu. Po chwili usłyszałem ponownie tupot stóp. Tym razem były one silniejsze. Obróciłem się, a tam zobaczyłem umięśnionego blondyna, z postawionymi włosami.
-Chłoptaś Destiny do nas zawitał.- uśmiechnął się kpiąco.- Ona jeszcze śpi.
-Czekaj, co?- spytałem.
O czym ten koleś mówił?
-Nie ważne.- podszedł do kuchni biorąc czystą szklankę i nalewając do niej sok jabłkowy.
Aha, czyli w tym domu tradycją jest, że jak się wstaje rano to idzie się czegoś napić?
-Jak zacząłeś, to skończ.- syknąłem, na co koleś odwrócił się w moją stronę.
Posłał mi złowrogie spojrzenie, ale nie zdążył się odezwać, bo do kuchni wleciała Andrea z czystymi ubraniami.
-To dla Ciebie.- podała mi poskładane ubrania.
-Dzięki.- posłałem jej uśmiech po czym popatrzyłem oschle na blondyna.
Poszedłem do łazienki i postanowiłem przemyć moją twarz. Czułem się dziwnie w towarzystwie tego kolesia. Czy on jest taki dla każdego? Czy tylko dla mnie? Przemyłem moją twarz i ściągnąłem z siebie szlafrok. Ubrałem biały T-shirt i jeansowe spodnie. Byłem ciekaw, gdzie są moje wczorajsze ubrania. Popatrzyłem w lustro i przejechałem ręką po moich włosach lekko je mocząc. Wyszedłem z łazienki, a w kuchni zastałem tylko tego faceta. On popatrzyłem na mnie i zanim zdążył coś powiedzieć przerwałem mu.
-Nie wyżywaj się na mnie. Nie jestem chłopakiem Destiny, a to, że jestem tu dzisiaj u Was.. To mi musi ktoś powiedzieć, bo nie mam pojęcia.
Usłyszałem jedynie kpiący śmiech blondyna.
-Nie obchodzi mnie to.- stanął naprzeciwko mnie.- Dla mnie możesz być z nią, ale jeśli ją skrzywdzisz, to obiecuję, że Cię zabiję, a chyba nie musze mówić kim jestem, prawda?- popatrzył mi w oczy, a ja ewidentnie czułem jego oddech.
-Nic jej nie zrobię.- przewróciłem oczami.- znam ją chwilę i po raz kolejny mówię, że nie wiem co ja tu do chuja robię!- warknąłem.
-Woah, koleś.. Spokojnie.. Ja Cię tylko ostrzegam.
Posłał mi złowrogie spojrzenie, nagle do kuchni weszła Destiny. Boże, dziękuję za to, że weszła akurat w takim momencie!
-Siema.- powiedziała nie zwracając ani na mnie ani na kolesia uwagi, jednocześnie przecierając przy tym oczy.



Destiny’s POV



-No cześć.- Christian musnął mój policzek, na co zaraz go odepchnęłam.
Nienawidzę jak mnie rano ktoś dotyka. Szczególnie, że była 8.30.
Wzięłam czystą szklankę i nalałam do niej wody. Wypiłam ją do połowy patrząc na Christiana i na Justina. Nagle cała zawartość wody, która znajdowała się w mojej buzi wylądowała na kafelkach.
-O ja pierdole co Ty tu robisz?!- wrzasnęłam na Biebera.
-Też chciałbym wiedzieć.- mruknął pod nosem.
Położyłam szklankę na blacie i poszłam po szmatę, żeby wytrzeć plamę z podłogi. Po wytarciu ponownie wrzuciłam ją do zlewu. Dopiero sobie przypomniałam co się stało dzisiaj nad ranem.
-Christian zostawisz nas samych?- popatrzyłam na niego.
-Jasne.- uśmiechnął się i wyszedł z pomieszczenia pchając w miesień Justina.
-Więc, byłeś pijany i błagałeś mnie na kolanach, żebym Cię wpuściła do domu. Dałam Ci czyste bokserki i szlafrok. No i widziałam Twojego penisa.- wyszczerzyłam się.
Justin spuścił głowę, po czym po chwili ją podniósł.
-Znowu uprawialiśmy seks?- podniósł brew.
-Nie. Po prostu poszedłeś do łazienki i powiedziałeś, że jak z Tobą nie wejdę, to mi ją zdemolujesz. Wolałam nie ryzykować.- skrzyżowałam ręce, opierając się o zlew.
-Wszystko jasne.- spuścił ponownie głowę.- Mówiłem coś dziwnego?
-Bardzo dużo rzeczy, ale nie chcę mi się o tym zbytnio gadać. Może innym razem.
-Ja musze wiedzieć teraz, żebym wiedział za co mam Cię przeprosić.- ponownie popatrzył na mnie.
-Możesz przeprosić, za wycie na całą dzielnice mojego imienia, za klęczenie przede mną, żebym Cię do domu wpuściła i za ogólne przyjście do mnie do domu. A te słowa? Nic nie znaczą.- przymrużyłam oczy.
-Więc Destiny przepraszam Cię za to wszystko i zapraszam Cię potem na obiad.- wyszczerzył się, a ja zakrztusiłam się pijąc resztę wody ze szklanki.


______________________________________________________________




Woah 6 komenatrzy sjkhdjsahgd

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 9.


Destiny’s POV


Usłyszałam dzwonienie do drzwi, przetarłam oczy patrząc na godzinę. Była 3.06. Zabije tą osobę, która mnie obudziła. Wyszłam z pokoju. To samo zrobił Jason i Robin.
-Zajmę się tym.- rzuciłam schodząc na dół.
Ktokolwiek dobijał się do drzwi, popamięta mnie. Ma szczęście, że nie zabrałam ze sobą pistoletu na dół. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się pijany Bieber.
-No i wszystko jasne!- klasnęła w dłonie sztucznie się uśmiechając
-Destiny!!!- zaczął wyć Justin.
-Uspokój się, bo kurwa wszystkich pobudzisz.- przymknęłam mu buzie ręką.
-Jesteś śliczna jak się denerwujesz.- powiedział przybliżając się do mnie.
Przewróciłam oczami.
-Stul pysk, Bieber!- warknęłam.
-Skarbie, spokojnie.- przybliżył się do mnie.- Jesteś taka niebezpieczna, ale zarazem taka pociągająca.- zaczął jeździć nosem po mojej szyi.
-Odpierdol się ode.- odepchnęłam go ode mnie.
-Wpuść mnie do środka. Nie wiem co tu robię, ale wiem jedno. Jestem najebany jak chuj, jutro nic z tego nie będę pamiętać, ale dzisiaj naprawdę musze gdzieś przenocować.- powiedział jednym tchem i w miarę trzeźwo jak na jego stan.
-Nie ma mowy!- krzyknęłam.- Nie potrzebuję tu jakiejś jebanej gwiazdki, która się opiła, tylko, żeby chronić jej tyłek.
-Proszę.- klęknął na kolana.
Co ten koleś jeszcze wymyśli po pijanemu, huh?
-Wstawaj idioto!- pociągnęłam go za ramię, żeby się podniósł.- Jeśli się uspokoisz i ukąpiesz, będziesz mógł zostać.
-Już siedzę cicho.-„zakluczył” sobie usta.
Wpuściłam go do domu i zaprowadziłam do łazienki, która znajdowała się na dolnym piętrze. Nikt z niej zazwyczaj nie używał, więc mógł się tam odświeżyć. Wszedł do środka i stanął opierając się o blat ze zlewem, który był naprzeciwko drzwi.
-Na co czekasz?- spytałam krzyżując ręce.
-Na Ciebie, chodź ze mną.
-Ciebie do reszty pojebało?!- parsknęłam śmiechem.
-Nie.. Chodź.- podszedł do mnie, ciągnąc mnie za bokserkę.- Nic Ci nie zrobię.- uśmiechnął się.- Z resztą to nie jest nic co byś wcześniej nie widziała, albo nie czuła.- uśmiechnął się figlarnie.
 Odsunęłam się od niego z obrzydzeniem.. Ale po części miał rację.
-Wchodzisz? Czy mam Ci zdemolować cała łazienkę?- spytał wskazując dłonią, żebym weszła.
 -Dobra.. Ale ja myć Cię nie mam zamiaru!- wskazałam na niego wskazującym palcem prawej dłoni, wchodząc do środka.
Justin ściągnął koszulkę, potem spodnie. Został w samych bokserkach. Jezu jaką on miał klatę..
NIE STOP! DESTINY, NIE MYŚL O TYM.
-Pomóż mi w ściągnięciu bokserek.- poruszył brwiami.
-Sam ściągnąłeś spodnie i bluzkę to z nimi sobie też poradzisz.- skrzyżowałam ręce, opierając się o blat.
Justin nie nalegał więcej. Opasał dookoła bioder ręcznik po czym ściągnął bokserki. Wszedł do wanny i zasłonił się, żebym go nie widziała. Siedziałam tam słysząc jedynie dźwięk lecącej wody i obijającej się o jego ciało. Nagle usłyszałam ciche nucenie. Podeszłam bliżej i ta melodia mi coś przypominała, ale nie miałam pojęcia co.
-Destiny, proszę Cię oddal się od wanny, bo nie wyjdę stąd.-powiedział, a w jego głosie usłyszałam nute satysfakcji.
 Odsunęłam się od wanny w podskoku, a Justin wyszedł z niej owijając się ręcznikie w biodrach. Przez chwilę widziałam go właśnie w całej okazałości.. Miał drobne ciało, ale było co oglądać. Zarumieniłam się patrząc na niego. Nigdy nie miałam takiej sytuacji, to było dla krępujące, ale także zabawne.
-Ubierz ten szlafrok.- wyciągnęłam materiał z szafki i podałam mu go.- Zaraz dam Ci czystą bieliznę, a to najlepiej.. Wyrzuć, spal, cokolwiek.- machnęłam reką.- chociaż, nie. Lepiej czekaj tutaj.
Wyszłam z łazienki i poszłam do pokoju Chrisa. Miał twardy sen, wiec się nie bałam, że się obudzi. Wzięłam parę bokserek i zaniosłam je Justinowi. Siedział na wannie rozglądając się dookoła. Jego oczy były naprawdę zmęczone i pijane. Jeśli bym była inna byłoby mi go szkoda. No cóż, jak na razie nie jest.
-Masz.- rzuciłam mu w twarz czystą parę majtek.
Ubrał je i stanął naprzeciwko mnie.
-Jesteś wspaniałą dziewczyną, wiesz?- chwycił moje biodra.
-Wiem, że jesteś naprawdę pijany, a teraz wypad na kanapę spać!- wskazałam na drzwi.
Justin patrzył na mnie cały czas. Tak jakby nie słyszał co przed chwila do niego powiedziałam.
-Justin Ty mnie słyszysz?- machnęłam mu ręką przed oczami.
-Jesteś taką piękną dziewczyną!- przybliżył się jeszcze bardziej do mnie i po chwili jęknął, jak jego krocze dotknęło mojego ciała.
Zabiję go, normalnie potne na kawałki.
-Jeżeli w tej chwili się ode mnie nie odsuniesz to nie dożyjesz białego ranka.- uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana, kiedy odsunął się ode mnie i wypuścił mnie w drzwiach.
W salonie dałam mu koc z flagą Wielkiej Brytanii i usiadłam na fotelu obok kanapy, na której siedział Justin.
-Zostawisz mnie tu samego na całą noc?- przełknął ślinę tak głośno, że aż usłyszałam.
-Tak.- przytaknęłam głową, wstając i podchodząc do łazienki, jednocześnie gasząc w niej światło.- Możesz się cieszyć, że są tu osoby tolerancyjne i jeśli Cię tu rano zobaczą to nic Ci nie zrobią.- podeszłam do okna otwierając je, żeby rano cały pokój nie śmierdział wódką.
-Cieszę się.- powiedział kładąc się pod brytyjski koc.
-No to dobranoc.
 Nie czekając na jego odpowiedź, wyszłam po schodach na górę i poszłam do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi i otworzyłam okno. Albo mi się wydawało, albo skoczyła temperatura w pokoju.. Podeszłam do łóżka i przykryłam się moją czarno-fioletowo-białą kołdrą po samo brodę. Nie minęło długo jak zasnęłam.



Justin’s POV



Obudziło mnie ćwierkanie ptaków. Każdy ich mały pisk doprowadzał mnie do szaleństwa. Popatrzyłem na zegar, który wisiał w kuchni. Była godzina 7.30. Położyłem się ponownie na skórzanej kanapie, przykrywając głowę poduszką, żeby chociaż trochę przestać słyszeć te ptaki. Po niecałych 5 sekundach podniosłem moje ciało do pozycji siedzącej. Jedno pytanie. GDZIE JA KURWA JESTEM!? Nic nie pamiętam z wczorajszej imprezy. Kompletnie nic.. Czyj to dom, do cholery?! Wstałem i rozejrzałem się dookoła. To wszystko było znajome.. Siedziba Destiny? Co ja tu do cholery robię? Impreza była całkiem gdzieś indziej. Usłyszałem kroki dochodzące z dołu. Po chwili na dół zeszła blondynka, nieco niższa ode mnie w szortach i luźnej koszulce na krótki rękaw. Przecierała oko, a gdy mnie zauważyłam stanęła tam jak wryta.
-Justin?- spytał podnosząc brwi.- Justin Bieber?
-Taaaa.- podrapałem się po karku.
-Co Ty do cholery robisz tutaj!?- energicznie podniosła ręce w górę.
Tutaj chyba nie mam fanów.
-Sam się zastanawiam.- popatrzyłem na nią, po czym usiadłem na kanapie.- Destiny śpi?- popatrzyłem na nią.
-Myślę, że tak.- poszła do kuchni i nalała sobie wody do szklanki.- Ona Cię tu przyprowadziła?
-Słuchaj..
-Andrea.
-Więc, Andrea. Słuchaj. Ja nic nie pamiętam! Byłem na imprezie, mocno się opiłem i tyle.- wstałem podchodząc do niej.
-Założę się, że Des ma coś w tym wspólnego.- wzięła kolejnego łyka.
-Nie mam pojęcia, ale wątpię. Nie przypominam sobie, żeby była na niej.
Andra nie odpowiedziała. Nalała mi czegoś białego do szklanki i podała mi ją.. I to nie było mleko. Popatrzyłem na nią z podniesioną brwią, na co ona się słodko uśmiechnęła.
-Nie bój się, to tylko kefir. Jest dobry na kaca, a widać Ty masz go porządnego.- powiedziała dopijając szklankę wody do końca.
Popatrzyłem na mazie jaka znajdowała się w szklance.. I przepraszam bardzo, ale to wyglądało jak sperma. Nie mogłem tego wypić. Sam widok tego mnie obrzydzał.
-No dalej.- pospieszała mnie.- Wiem jak to wygląda, ale lepiej smakuje.- uśmiechnęła się cwaniacko.
Ciekawa dziewczyna.

______________________________________

Rozdział 9 jest. Wszyscy sie cieszmy -,-
Zauważyłam, że wiekszość osób czyta, ale mało komentuję..
To nie fair, ej!!!
Btw. Następny rozdział dodam jak bedzie min. 5 komenatarzy (za więcej sie nie pogniewam)
follow on twitter @xxKaLoLaxx
pytania? W sprawie opowiadania? W jakiejkolwiek innej sprawie?
Hejty tez mozecie cisnąć <3
ask.fm/teachhowtodougie

Aaaa i jeszcze jedno, jeśli to opowiadanie wypali (tzn wybiję się) zostanie zrobiona z tego książka..
Więc trzymać kciuki skarby <333

czwartek, 9 maja 2013

Rozdział 8


Wchodź.- powiedziałam siadając na łóżku.
Christian wszedł do pokoju i usiadł obok mnie.
-O co chodziło Andrei? I co Ci się dokładnie stało w tą głowę?
-Był tutaj mój były Alan.. Przez Niego to wszystko. Ta zakrwawiona głowa i kłótnia z Andreą.- usiadłam po turecku.
-Twój były?- spytał z niedowierzaniem, patrząc na mnie.- Przecież Ty..
-Tak jestem feministką.- uśmiechnęła się lekko, przytakując mu.- Ale z nim byłam mając 14 lat.. Wtedy też mieszkałam w San Francisco.- zaczęłam się bawić paznokciami, patrząc na nie.- To była moja prawdziwa miłość.. Pierwsza i prawdopodobnie ostatnia.- mruknęłam patrząc na Niego.
-Wszystko się może zdarzyć.- uśmiechnął się, klepiąc mnie po plecach.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Ciebie coś łączy z Bieberem?- zapytał ostrożnie bojąc się mojej reakcji.
-Ja pierdole..- spuściłam głowę.- Znajomy, z którym się przespałam. Nic więcej.- ponownie popatrzyłam na niego.
-Ale co on tu dzisiaj robił?- wskazał palcem na drzwi.
-Szczerze Ci powiem, że sama nie wiem.- pokręciłam głową.
-Słuchaj.. Przyjaźnimy się tak?- zapytał drapiąc się po karku.
-No chyba tak.- uśmiechnęłam się szeroko.
-Aaaa!- wskazał na mnie palcem też się uśmiechając.
-Co? –spytałam zdezorientowana.
-Pierwszy raz od czterech lat się szczerze do mnie uśmiechnęłaś.
-To tylko uśmiech. Wyluzuj Chris.- lekko popchnęłam go.
-Jeśli się go widzi raz na cztery lata, to znaczy, że jest niezwykły.- powiedział patrząc mi w oczy.- Szczególnie, że masz prześliczny uśmiech i mówię to całkiem szczerze.- ponownie się uśmiechnął.
-Chris przestań, bo się zarumienie!- ponownie go popchnęłam, śmiejąc się przy tym.
Christianowi mogłam ufać.. Był chłopakiem, który wiedział czego chciał i nigdy nie owijał nic w bawełnę. Miał kogoś zabić? Zrobił to. Miał kogoś pobić? Zrobił to. Chciał kogoś przelecieć? Od razu szedł do burdelu.. Albo do Andrei, gdy miała wolną rękę.
-Powiesz mi w takim razie całą historię z tym Alanem, czy jak mu tam?- spoważniał.
Zaczęłam mu wszystko opowiadać od deski do deski. O tym jak poznałam Alana, o tym jak pierwszy raz zabiłam dziewczynę uderzająco do mnie podobną, jak uciekłam do L.A. Widać było, że mnie słuchał i to było to czego potrzebowałam. Nawet z Renee nie miałam takich kontaktów jak z Chrisem. Może dlatego, że jego poznałam trochę wcześniej?
-Słuchaj mała. Znasz to przysłowie prawda? „Tego kwiatu jest pół światu..
-A ¾ chuja warte.- dokończyliśmy razem.
-Jasne, że znam. Tylko bolało mnie najbardziej to jak rodzice zareagowali. Mówili, że to nic poważnego nie było, a dla mnie było. Niestety.- kącik moich ust uniósł się ku górze, ale po chwili znów opadł.
-Dobra, miło było, ale kochanie jest już 23.00. Trzeba iść spać.- wstała z łóżka, a ja zaraz po nim.
-Dziękuję za tą rozmowę.
-Des.. Wiesz, że zawsze będę z Tobą. Przyjaźnimy się, prawda?- podniósł jedną brew, uśmiechając się do tego.
-Tak, przyjaźnimy.- przytaknęłam mu, lekko się uśmiechając.
-Dobranoc skarbie.- musnął mój policzek.
-Dobrej nocy Christian.- zamknęłam drzwi, zaraz po tym jak wyszedł z pokoju.
 Oparłam się o nie, wypuszczając powietrze, które wcześniej nieumyślnie podtrzymywałam. Popatrzyłam na sufit, potem na elektryczny budzik obok mojego łóżka. Jego czerwony wyświetlacz pokazywał już 23.04. Postanowiłam iść się ukąpać. Wzięłam czystą bieliznę, oraz dres i poszłam do łazienki. Po wejściu popatrzyłam w lustro. Wyglądało to dość komicznie. Na moich długi blond włosach biały bandaż, z czerwoną plamą krwi z boku, a na twarzy naprawdę mocny makijaż. Moje usta nigdy nie były pomalowane  czerwoną szminką. Mimo tego dzisiaj wyglądały właśnie w taki sposób. Oblizałam wargi, po czym zmyłam cały makijaż z mojej twarzy. Po skończeniu cały zlew był czarny, na co lekko zachichotałam. Stałam przed lustrem zastanawiając się czy zdjąć cały ten bandaż z głowy. Zaryzykować? A może zadzwonić po Justina? To były pytania mojej podświadomości.. Nie moje. Jednak wygrałam i zaryzykowałam mimo, że podświadomość chciała wybrać opcję 2. Powoli obracałam bandaż o moją rękę, jednocześnie ściągając go z mojej głowy. Gdy już cały rozwinęłam ściągnęłam z głowy wacik. Moje włosy po prawej stronie mojej głowy były czerwone, ale rana już się zagoiła. No prawie. Ściągnęłam swoje ubrania i weszłam pod prysznic. Nie ma to jak ciepły prysznic po dniu pełnych przemocy. Pozwoliłam, żeby woda zmoczyła moje włosy i całe ciało. Nagle poczułam pieczenie. Tak zgadliście, z miejsca, które było ranne. Syknęłam zaciskając zęby. Nienawidziłam uczucie pieczenia. Było gorsze niż ból. Moim zdaniem. Gdy wyszłam spod prysznica, wytarłam moje ciało i założyłam czystą bieliznę i dresy. Wyszłam z łazienki i poszłam w stronę pokoju. Elektryczny budzik wskazywał 23.40.
-No nieźle.- powiedziałam sama do siebie.
Poszłam w stronę łóżka, usiadłam na nim i posmarowałam moje ręce oliwką. Były wtedy takie.. Przyjemne. To była moja tradycja. Z resztą, tak między nami. Oliwką można dobrze zatrzeć ślady. Położyłam się do łóżka, gdy usłyszałam wibracje telefonu. Wzięłam telefon do reki i lekko przymrużyłam oczy z powodu światła z telefonu. Napisał Justin.

Od: Justin
Mam nadzieję, że Cię nie obudziłem. Wiesz nie mogę spać. Ciągle o Tobie myślę. Dziwnie to brzmi, prawda? Powinienem się Ciebie bać, a jest całkiem na odwrót. Nie będę Ci wyznawał moich uczuć przez telefon, bo to nie jest dojrzałe. Jak tam Twoja głowa? Martwię się.

Zaśmiałam się czytając to. Jaki on jest głupi. Jednak postanowiłam się trochę nim pobawić i odpisałam mu na to.

Do: Justin
Z moją głową wszystko dobrze. Ściągnęłam ten cholerny bandaż i czuję się dobrze. A te uczucia wsadź sobie skarbie do dupy, bo mam na nie wyjebane.

Usatysfakcjonowana odłożyłam telefon na szafkę nocną i momentalnie usnęłam.


Justin’s POV



-Justin? Co z Tobą stary?- spytał Chaz.
Chyba Chaz. Widać znów za dużo wypiłem i ledwo co kontaktuje.
-Ja chcę Destiny tutaj.- tupnąłem nogą jak mała dziewczynka, na co Chaz się głośno zaśmiał.
-Jakaś napalona fanka? Czy co?- parsknął śmiechem.
-Ona nie jest moją fanką! Ona nawet o mnie nie słyszała… Rozumiesz to?- popatrzyłem na Niego z powagą.
-Stary, nie mów, że się zakochałeś. Mało masz wrażeń z Seleną?
Westchnąłem. To prawda. Za dużo przeszedłem z Seleną, ale Destiny się taka nie wydawała.
-Ona jest inna.- oparłem się o blat.
Nagle poczułem wibracje telefonu. Sms od.. Destiny? Ona do mnie napisała?!

Od: Destiny
Z moją głową wszystko dobrze. Ściągnęłam ten cholerny bandaż i czuję się dobrze. A te uczucia wsadź sobie skarbie do dupy, bo mam na nie wyjebane.

O co jej kurwa chodzi? Chwyciłem się za głowę. Schowałem telefon do kieszeni i poszedłem po kolejną puszkę piwa. Zaczynałem powoli przestawać kontaktować.
-Hej.- podeszła do mnie blondynka.
-Destiny?- popatrzyłem na nią przymrużonymi oczami.
-Huh? Nie. Kate. Miło mi.
-A daj mi spokój.- machnąłem jej ręką przed oczami i poszedłem do kuchni.
Po chwili siedzenia w kuchni wyszedłem z pomieszczenia i wsiadłem do samochodu. Szalony ja. Kręciło mi się w głowie, ale to tak zajebiście. Wyszedłem z samochodu i poszedłem przed siebie nawet nie wiedząc gdzie trafię.

___________________
No i jest rozdział ósmy, na który tak dużo osób czekało :)
nie będę ich dodawać systematycznie, bo nie mam na to czasu, szczególnie teraz.. UGH.
zadawajcie pytanie ask.fm/teachhowtodougie
follonijcie na tt @xxKaLoLaxx

niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 7.


Zakpiłem. Myślał, że się go wystraszę? Już nie z takim miałem do czynienia. Byli gorsi. Gdy szatyn odjechał podszedłem do Destiny i kucnąłem obok niej.
-Wszystko dobrze?- spytałem.
-T-tak.- chwyciła się za głowę, po czym popatrzyła na swoją ręką, która była cała w krwi.
-Pokaż.- przechyliłem jej głowę, patrząc na otwartą ranę i krew spływającą strumieniem po jej włosach, po twarzy i szyi.-Będzie trzeba to odkazić.
Blondynka nic się nie odpowiedziała, tylko siedziała na chodniku w kompletnym szoku.
 -Wstajesz, czy mam pomóc?- wystawiłem rękę w jej stronę, na co ona ją chwyciła i po chwili ją opuściła co chwila chwytając się głowy.
Weszliśmy do pomieszczenia, który wyglądał jak zwykły dobrze umeblowany dom.. Nic tu strasznego nie było, choć myślałem całkiem na odwrót. W salonie siedziała dziewczyna razem z dwoma chłopakami- podejrzewam, że byli to bliźniacy. Patrzyli na mnie z zaskoczeniem, a Destiny zaprowadziła mnie na piętro. Po chwili znaleźliśmy się w łazience.
 Dziwiło mnie, że przez cały czas w ogóle się nie odzywała. Może to i dobrze?
-Gdzie masz apteczkę?- spytałem stojąc naprzeciwko Niej.
-W szafce pod zlewem.- wymamrotała.
Wyciągnąłem apteczkę z szafki i jeszcze raz obejrzałem głowę blondynki. Wyciągnąłem wodę utlenioną i polałem ranę, na co ona głośno syknęła.
-Co?- spytałem.
-To piecze.- powiedziała przez zęby.
-Serio?- popatrzyłem na nią.- Od osoby, która zabija tyle ludzi nie spodziewałbym się takiej odpowiedzi.
-Ale to piecze!- popatrzyła na mnie.
-A jakby Ci ten szatyn strzelił kulką w brzuch, albo Cię pobił to co byś powiedziała?
-Tylko, że do cholery kulka strzelona w brzuch nie piecze!!- wrzasnęła.
-Już, już spokojnie.- uśmiechnąłem się.
Polałem jeszcze trochę po ranie, na co ona ścisnęła rękę w pięść. Uśmiechnąłem się z usatysfakcjonowaniem, kiedy widziałem ją w takim stanie. Wyciągnąłem wacik i bandaż. Waci przyłożyłem do rany, a bandaż owinąłem na około jej głowy. Popatrzyła w lustro z przerażeniem.
-Ile mam z tym chujstwem chodzić?- spytała patrząc cały czas w swoje odbicie.
-Myślę, że rana nie była zbyt głęboka.. Dzisiaj ponosisz i możesz ściągnąć.- uśmiechnąłem się patrząc w jej odbicie w ogromnym lustrze.
-Nie pokaże się im tak na dole.- spuściła wzrok, opierając ręce o umywalkę.
-Nie musisz przecież.- oparłem się o ścianę.
-Tak Ci się wydaję.- podniosła brew.
-Może..- wzruszyłem ramionami.
-Musze jakoś przejść do swojego pokoju zostając niezauważona.- odwróciła się opierając się o blat, na którym znajdowała się umywalka.
-Przebiegnij.- popatrzyłem na nią.- to jest tylko zabandażowana głowa, przecież normalne.- przewróciłem oczami.
-Ehh.- westchnęła.
Nic więcej nie powiedziała, więc stwierdziłem, że myśli.
-Masz rację.- powiedziała odwracają głowę w prawą stronę.- Chodźmy.
Otworzyła drzwi i wyszła z łazienki, a ja zaraz po niej. Poszliśmy do.. Prawdopodobnie jej pokoju.
-To twój pokój?- rozejrzałem się dookoła.
Pokój był w kolorze fioletu, największa przestrzeń zajmowało duże dwuosobowe łóżko, na końcu pokoju znajdował się mały balkonik, z którego było widać drzewo w doniczce przy oknie.
-Tak.- podeszła do szafki, chowając do niej nóż.
Mój Boże.. Co ta dziewczyna ma w tym pokoju? Chociaż na pierwszy rzut oka, wygląda jak pokój normalnej nastolatki.
-To.. Ja już może pójdę.- kierowałem się w stronę wyjścia.
-Czekaj.- zatrzymała mnie.- Co chciałeś?
-Ja?- spytałem zdezorientowany.
-Tak Ty. Przyjechałeś tu z jakiegoś powodu, wiec słucham.-skrzyżowała ręce.
-Jaa.. Niee. Noo.- zacząłem się jąkać na co ona parsknęła śmiechem.
-Po prostu powiedz, że chciałeś mnie tylko zobaczyć.- ponownie uśmiechnęła się.
Uwielbiam jej ten szczery uśmiech. Mógłbym na Niego patrzeć godzinami.
Bieber, stop!! Nie możesz się zakochać w kryminalistce!!
-Tak, chciałem!- powiedziałem, prostując się, ale jednocześnie kłamiąc.
Przyjechałem do Niej to fakt, ale nawet nie mam pojęcia dlaczego.
-Dobra, dobra.- podeszła do mnie.- Możesz już iść.
-Dobry sposób, na wygonienie kogoś.- wyszczerzyłem się.- Możesz mnie na dół odprowadzić?
-Nie trafisz?- podniosła brew.
-Nie.
-No dobra.- przewróciła oczami i wyszła z pokoju, a ja za nią.
Zeszliśmy na dół po schodach, a tam nadal siedziała dziewczyna, bliźniacy i do tego doszedł jeszcze jeden chłopak, którego wcześniej tam nie było. Wszyscy znów patrzyli na mnie z szokiem, na co uśmiechnąłem się pod nosem.
-Papa.- pomachała mi stojąc przy wejściowych drzwiach.
-Cześć.- posłałem jej uśmiech, po czym poszedłem do swojego czarnego range rovera.


Destiny’s POV



Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie wypuszczając powietrze. Po chwili przyłączyłam się do reszty grupy.
-Co Ci się stało w głowę?- spytałam zaniepokojony Christian podchodząc do mnie.
-Wina Andrei.- popatrzyłam na nią.
-Jak to moja wina?!- wrzasnęła wskazując na siebie.
-Jakbyś kurwa nie przyprowadzała tutaj tego chuja, to nic by mi się nie stało!
Co czułam w danej chwili? Chęć rozwalenia jej głowy.
-Nie mów tak na Niego.. Alan jest bardzo słodki.- uśmiechnęła się wrednie.- Skoro uprawiał seks z inną dziewczyną, będąc z Tobą, to Ty najwidoczniej nie dałaś mu tego czego pragnął.- skrzyżowała ręce, a ten zjebany uśmiech nie znikał z jej twarzy..
Zastygłam słysząc jej słowa. Zacisnęłam dłonie w pięści  i przełknęłam głośno ślinę. Wszyscy stali w ciszy i w kompletnym osłupieniu. Ten chuj powiedział jej wszystko!! Zabije go.. Nikt nie miał prawa się o tym dowiedzieć.
-Byłam z nim mając 14 lat, to chyba normalne, że nie uprawiałam z nim seksu.- syknęłam.
-Ha! No proszę.- klasnęła w dłonie.- Teraz masz 18 i robisz to z pierwszym lepszym.- ponownie skrzyżowała dłonie.
-Jesteś suką, Andrea.- warknęłam, podchodząc do Niej.- Suką, którą pragnę zabić w tej chwili.- popatrzyłam jej prosto w oczy.- Ale nie zrobię tego, wiesz czemu?- skrzyżowałam ręce, przenosząc ciężar jednej nogi na drugą.- Ponieważ Christian lubi Cię wykorzystywać. Tylko dlatego.- uśmiechnęłam się usatysfakcjonowaniem, wiedząc, że wygrałam tą kłótnie.
-Ja jestem suką, tak?- łzy zaczęły napływać do jej oczu.- Nienawidzę Cię!! Od samego początku nienawidziłam i zawsze tak będzie!
-A wiesz co?- popatrzyłam na nią zirytowaniem.- Mam to głęboko w nosie, bo takie szmaty jak ty dla mnie nie istnieją.-zwęziłam oczy.
-A może odejdę, będzie najlepiej!- wyrzuciła energicznie ręce w górę.
-Jestem za!- podniosłam dłoń.
Andrea wybiegła z salonu, żeby się całkowicie nie rozkleić, a ja odwróciłam się w stronę całej reszty.
-Des..- zaczął Christian.
-Ja, nie chcę o tym gadać.- spuściłam głowę.
Poszłam do swojego pokoju. Tylko tam czułam się bezpiecznie. Było to miejsce do, którego nikt nie miał wstępu. Położyłam się na łóżku. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
-Hej Des, to ja Chris. Mogę wejść?

__________________________________

Dziękuję za te wszystkie komenatrze i w ogóle :D <3
Jesteście świetni <3
Więc tak
mój twitter xxKaLoLaxx
macie pytania? ask.fm/teachhowtodougie
Pytajcie <3 Hejty też miel widziane :D <3

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 6.


Destiny’s POV


-Renee, wszystko w porządku?- popatrzyłam na nią z lekkim zirytowaniem patrząc na jej minę.
Miała taki zaciesz, jak Robin i Jason będąc w burdelu.
-Tak, tak.
-To czemu się tak głupkowato uśmiechasz?- podniosłam jedną brew, spoglądając na nią.
-Bo między Wami, coś jest.- pisnęła z radości.
-Między kim?- parsknęłam śmiechem.- Kobieto, czy Ty się słyszysz?!
-Tak.- przytaknęła.- Pierwszy raz się uśmiechnęłaś do jakiegoś chłopaka, nie będąc z nim w łóżku.-Podoba Ci się on?- spytała zapinając pasy.
Nie odpowiedziałam.
-Des?
Cisza.
-Nie ignoruj mnie do cholery!- wrzasnęła.
-Nie, nie wiem.-wsadziłam kluczyki do stacyjki.
-Czyli tak?- gruchała.
-Nie!- powiedziałam stanowczo.- On to przecież jest światowa gwiazda.- powiedziałam sarkastycznie.
-A Ty miastowa morderczyni.- przerwała mi.
-Racja.- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Może coś z tego będzie..- powiedziała sama do siebie.
-Nawet o tym nie myśl.- popatrzyłam na nią.- Nie będę z żadnym chłopakiem.
-Ohh ciągle masz żal o Alana?- spojrzała na mnie.
Moje ciało zadrżało. Zjechałam na pobocze wgl się nie odzywając.
-Des?- spytała zaniepokojona Renee.- Co jest?
-Prosiłam Cię, żebyś nie wypowiadała JEGO imienia.- warknęłam z naciskiem na „jego”.- Wiesz, że nienawidzę o nim mówić!- popatrzyłam na nią złowrogo.
-Ja. Des.. Prze-przepraszam.- spuściła głowę.
Oparłam się podłokietnik, kładąc dłoń na moim czole. Siedziałyśmy tam w ciszy przez jakieś 5 minut. W końcu Renee postanowiła przerwać ciszę.
-Nie powinnam. Przepraszam.- spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach żal.
-Dobra.- wyprostowałam się.- Mam to gdzieś.- przekręciłam kluczyki w stacyjce i wyjechałam na autostradę.
Do domu jechaliśmy w ciszy. Będąc przed domem wyszłam z samochodu i zatrzasnęłam drzwi z całej siły jaka we mnie w danej chwili tkwiła. Renee zrobiła wręcz odwrotnie zamykając drzwi spokojnie i powoli. Gdy weszłam do środka, nikogo tam nie zastałam, więc postanowiłam iść obejrzeć TV. Renee poszła do kuchni.
-Ej Des.. Możesz t-tu podejść?- spytała przerażonym głosem.
Cała Renee. Boi się błahostek, a mogła by zabić każdego bez najmniejszych skrupułów. Leniwie weszłam do kuchni i podeszłam do blatu, przy którym znajdowała się Renee.
-Co Ci?- spytałam lekko przechylają głowę.
-Patrz.- wskazała na okno, które znajdowało się na ścianie ze blatem.
 To co zobaczyłam to mnie przeraziło. Była tam Andrea… I Alan! Można się domyślić.. Alan to chłopak, z którym byłam mając 14 lat. To jest ten sam chłopak, który zdradzał mnie z Sashą! Miałam ochotę tam iść i mu wbić nóż w serce. Wszystko we mnie buzowało. Zrobiłam się czerwona, a moje ręce zaczęły się trząść.
-Tylko nie rób nic bez namysłu.- chwyciła mój nadgarstek patrząc na mnie.
-Daj mi tylko nóż, a go zabiję.- powiedziałam nadzwyczaj spokojnie, choć w środku się we mnie gotowało.
 -Nie rób tego.- puściła mój nadgarstek wystawiając rękę naprzeciw mojej klatki piersiowej.- Puszczę Cię tam, ale musisz oddać pistolet.
-Nie oddam Ci go.- skrzyżowałam ręce.
-Destiny.- syknęła.
-Nie muszę się Ciebie słuchać!- warknęłam.
-Nie będę się kłócić.- puściła rękę.
Nagle obie popatrzyłyśmy przez okno, a zobaczyłyśmy całujących się tych dwóch niedojebanych ludzi.
-Idę tam kurwa.
Nie czekając na odpowiedź Renee wyszłam na tyły domu z pistoletem w ręce. Szybki krokiem do nich podeszłam, na co Andrea oderwała się od Alana. Widząc jego twarz, coś mnie zakuło w sercu.
-Co on tu kurwa robi?! Co Ty kurwa z nim robisz?!- krzyczałam jak popieprzona, a moja klatka piersiowa zaczęła unosić się w górę i dół.
-Destiny? Co Ty chcesz? Alan przyjechał na pogrzeb jego zmarłej dziewczyny.- przejechała ręką po jego torsie.
-Serio?- przeniosłam ciężar jednej nogi na drugą.- Myślisz, że w to uwierzę?- skrzyżowałam ręce, podnosząc jedną brew.
 -Taka prawda.- usłyszałam cichy głos Alana.- To chyba normalne, że chcę po raz ostatni zobaczyć moją dziewczynę.- popatrzył mi prosto w oczy, mówiąc z naciskiem na „moją dziewczynę”.
-Chyba bardzo ubolewasz, skoro całujesz się z największą dziwką w L.A.
-Trzeba sobie jakoś w życiu radzić.- uśmiechnął się wrednie.- To nie powinien być Twój interes Viper.- podniósł brew.
-Wracaj skąd przyszedłeś, albo długo tu nie pożyjesz.- podniosłam pistolet w górę.
-Kochanie spokojnie.- odepchnął od siebie Andree i zaczął podchodzić do mnie.- Odłóż broń.- pokierował moją ręką w dół, na co od razu go odepchnęłam.
-Nie dotykaj mnie!- krzyknęłam z obrzydzeniem.- Mało mi już krzywdy narobiłeś?- popatrzyłam na niego, a do moich oczu łzy napłynęły, które szybko powstrzymałam przed wypłynięciem.- Mogłam Cię wtedy tam zabić! I wiesz co? Skoro tak kochasz swoją dziewczynę.- tutaj nacisk na „swoją dziewczynę”- może do niej dołączysz?- przyłożyłam mu spluwę do skroni.
-Destiny, uspokój się..- zaprotestowała Andrea.- Nie rób mu nic.
-Będę robić co mi się podoba, a wiesz czemu?- powiedziałam kierując wzrok na Andree, a po chwili wracając do Alana.- Ponieważ nikt nigdy zadziera z Viper.
Już miałam pociągnąć za spust, gdy Renee oderwała rękę, tak, że nabój utkwił prawdopodobnie w drzewie.
-Nie rób tego.. Będzie miała przejebane jeśli go zabijesz.- popatrzyła na mnie.
-Zawsze mam przejebane Renee.. Nie ważne czy cos zrobię, czy nie. Zawsze mam.- uśmiechnęłam się kpiąco.
-Nie rób tego.
Opuściłam broń, chowając ją jednocześnie. Nagle kieszeni słyszałam wibracje telefonu. Wyjęłam go, na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Przesunęłam palcem po wyświetlaczu, żeby odebrać.
-Halo?- spytałam przełykając ślinę.
-Wyjdź przed dom.
Powiedział tajemniczy głos, po czym się rozłączył. Renee popatrzyła na mnie pytająco, na co ja jedynie wzruszyłam ramionami. Poszłam na przody siedziby, gdzie zobaczyłam czarnego Range Rovera. Podeszłam bliżej samochodu, gdy zza okna wyłoniła się twarz Justina.
-Co Ty tu robisz?- spytałam oschle.
-Przyjechałam, jak widać.- uśmiechnął się.
-Serio się pytam, czego Ty tu szukasz?- oparłam się o miejsce, gdzie było zsunięte okno.
-Musimy poga…- popatrzył w przednią szybę.- Dać.-dokończył.
-Oh Destiny..- podszedł do mnie Alan, obejmując mnie od tyłu.- Nie mówiłaś, że masz nowego chłopaka i to jeszcze tak sławnego?
Odepchnęłam go, piorunując go wzrokiem.
-Spierdalaj stąd, albo kulka z pistoletu tym razem wyceluje w Twoja czaszkę.- syknęłam.


Justin’s POV


Taaa. Destiny można by się było wystraszyć. Myślałem tylko nad tym, kim był ten chłopak.
-Nie denerwuj się.- przybliżał się do blondyny.- Wiesz, możemy być znów razem..
-Po moim trupie Clyton!- warknęła, plując mu w twarz.
Patrzyłem na to z lekką obawą, że może się mi lub Destiny coś stać, choć to było nierealne. Nie z jej umiejętnościami. Widać było, że dziewczyna znała się na tym co robiła i robiła to doskonale. W tej chwili powinienem się jej bać, a mimo tego czułem się bezpieczny. Wątpię, żeby potrafiła mi coś zrobić. Mogłaby zabić całe Los Angeles, ale mnie nie dotknie. Nie da rady. Znaczy takie są moje przeczucia. Może się mylę?
-Ty dziwko.- szatyn rzucił się na Destiny, jednocześnie pchając ją na ziemie.
Nie wytrzymałem. Wysiadłem i chwyciłem rękę chłopaka.
-Nie masz prawa jej cokolwiek robić.- warknąłem.
-Bo co? Taki pedał jak Ty ją obroni?- zakpił.
-Pani powiedziała, żebyś spierdalał.- uśmiechnąłem się, udając, że nie słyszałam co powiedział.- Zrobisz to sam, czy mam pomóc?
Szatyn wyrwał rękę z mojego uścisku i poszedł do swojego samochodu.
-Aa i Bieber!- krzyknął.- Jeszcze pożałujesz tego, że mnie dotknąłeś.



_______________________________

@xxKaLoLaxx :)
Wszelkie pytania, hejty itd prosze pisać tu ask.fm/teachhowtodougie

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział 5.


-Damien, Erik!- zeszłam do glin na dół.- Siema, co tam? Co Was do mnie sprowadza?- spytałam udając, ze nie wiem o co chodzi.
-Po pierwsze, zwracaj się do nas z szacunkiem Destiny.- syknął Damien.- A po drugie myślę, że dobrze wiesz po co tutaj przybyliśmy.
-Jak mam się odnosić z szacunkiem do osób, które nie szanują mnie?- skrzyżowałam ręce podnosząc brew.
-Mniejsza.- odrzekł Damien.
Oo tak tych policjantów to już znam na wylot. Skąd? Już miałam kilka razy z nimi styczność. Nie boję się ich.. Nic mi nie zrobią, prędzej ja im.
-Zapewne słyszałaś o zamordowaniu Sashy Blyke, prawda?- spytał Erik.
-No doszły mnie słuchy.- przytaknęły.- Ale co ja mam z tym wspólnego?
-To, że byłaś na tej imprezie.- syknął Damien.
Erik był o wiele spokojniejszy niż ten ciul Damien.
-No tak byłam, ale nie po to, żeby zabijać.- oparłam się o ścianę.
-Mhmm. Czyli mówisz, że nie masz nic wspólnego z jej zabójstwem?
-Nic, kompletnie.- odpowiedziałam stanowczo.
-Czy między Wami doszło do jakiegoś nieporozumienia?
-Tak doszło..- przytaknęłam krzyżując ręce.- Ale nic jej nie zrobiłam.
 -Uważaj, bo Ci uwierzymy.- przewrócił oczami Damien.
-Słuchaj kurwa!- podeszłam do Damiena.- Masz jakiś problem? Jeśli tak to weź stąd wyjdź, a ja sobie pogadam jak człowiek z człowiekiem razem z Erikiem, bo z Tobą najwidoczniej się nie da.- popchnęłam go w stronę drzwi.
-Wyjdź stąd Damien.- powiedział Erik odwracając się w jego stronę.
Damien zaczął coś mamrotać pod nosem, ale wyszedł jednak z domu, bez zbędnych kłótni, a my przeszliśmy do kuchni.
-Więc Erik..- splotłam swoje ręce z tyłu, wyglądając niewinnie.- jeszcze jakieś pytania?
-Powiedz mi tylko czy wiesz co się tam stało?- spytał z politowaniem.
Erik był spoko gościem. Choć nie przepadałam za glinami ten nie bawił się w jakieś podejrzenia etc. Można z nim było pogadać na lajcie. Zawsze, gdy miałam z nim do czynienia nie musiałam się bać, że coś mi zrobi, albo będzie jakoś dłużej trzymać na komisariacie. Robił to co miał robić i wypuszczał. Przynajmniej tak było ze mną. Nie był dużo ode mnie starszy. Miał może 24 lata, może mniej może więcej. Gorzej było z Damienem. To był idiota. Myślał, że robi najlepiej to co robi, a jednak tak nie było. Wszystko to potrafił jedynie spieprzyć. Jakbym była policjantką, albo kimś to bym go zaraz wywaliła.
-Nie wiem, naprawdę.- usiadłam na blacie.- Byłam tam tylko się zabawić, człowieku daj mi święty spokój.- przewróciłam oczami.
-Cóż.. Już nie mam pytań.- wyszedł z pomieszczenia.- Nie obiecuję, że nie wrócimy tutaj po Ciebie.- wyszedł z domu.
-Tylko na to czekam.- powiedziałam ironicznie.
Nagle do kuchni weszła Renee.
-Co jest?- stanęła w framudze drzwi opierając się o nią.
-Jedziemy do Niego.- w moich oczach pojawiła się złość.- Teraz.- wstałam i wyszłam z kuchni.
Wsiadłam do samochodu czekając, aż dołączy do mnie Renee. Długo jej to nie zajęło. Wyjechałam na drogę i ruszyłam do hotelu, w którym ponoć był zameldowany Bieber.
-Dziewczyno, zwolnij trochę, albo nas pozabijasz!- wykrzyczała przerażona brunetka.
-Spokojnie.- powiedziałam usatysfakcjonowana.- Potrafię jeździć.- podniosłam brew do góry.
-Jeśli nie zwolnisz to wątpie, żebyśmy dojechały żywe!- krzyczała jak opętana.
-Renee, do chuja! Uspokój się!!- walnęłam dłońmi w kierownicę.- Potrafię jeździć.
Nic się już nie odezwała. Do hotelu dojechałyśmy w niecałe 15 minut, mimo, że ten hotel znajdował się na drugim końcu miasta. Bez czekania na Renee poszłam do środka. Gdy weszłam wszyscy się na mnie popatrzyli ze strachem w oczach. Uśmiechnęłam się usatysfakcjonowana, podchodząc do recepcjonistki, chwile potem dołączyła do mnie Renee.
-Numer pokoju Biebera. Mów teraz!- wytknęłam palec na blat, piorunując ją wzrokiem.
-Przepraszam, ale nie mo..- popatrzyła na mnie, przerywając.- Nie mogę.
-Wiesz kim jestem prawda?! Więc proszę cię, powiedz mi ten pieprzony numer pokoju, bo musze z nim kurwa pogadać!
-256. Trzecie piętro.- powiedziała przestraszonym głosem.
Pojechałyśmy windą na trzecie piętro. Przed numerem pokoju stał ochroniarz. No to teraz będzie ciekawie. Wgl nie zwróciłam na Niego uwagi próbując wejść do tego pokoju. Niestety mnie zatrzymał.
-Czego panienka sobie życzy?- spytał spokojnym głosem.
-Musze pogadać z Bieberem.- syknęłam.
-Skąd mogę wiedzieć, że nie jesteś jakąś napaloną fanką?
-A czy kurwa wyglądam na osobę, która by była napalona na niego?! Wpuść mnie kurwa.- próbowałam wejść, ale nadal mi nie pozwolił.
W końcu kopnęłam go w krocze, na co on się zwinął z bólu na ziemi. Weszłam do środka, a za mną weszła Renee.
-Niezły pokój..- rozejrzała się dookoła Renee.
 -Pokój jak pokój.- przewróciłam oczami.- Justin!- krzyknęłam.
Nikt nie odpowiadał.
-Bieber!!- poszłam bliżej drzwi, które prowadziły do łazienki.
Znów cisza.
-Justin!! Napalony króliczek playboya tu jest!!
Cisza. Dziwne. Na Robina lub Jasona  to zawsze działa. Weszłam do sypialni, w której słodko spał Bieber.
-Justin.- lekko poruszałam go za ramię.
-Chwila jeszcze.- schował głowę pod poduszkę.
-Jeśli teraz nie wstaniesz.- szepnęłam mu do ucha.- To wysadzą Ci głowę.- powiedziałam nieco głośniej.
-Już wstaję!- podniósł się do pozycji siedzącej.- Czekaj, czekaj.. Destiny?- przetarł oczy.
-We własnej osobie.- uśmiechnęłam się cwaniacko.
-Co tutaj robisz?- wstał z łóżka.
-Jestem w sprawie ostatniej nocy.- powiedziałam spuszczając głowę.
-Nie rozumiem.
-Pamiętasz wgl co się stało ostatniej nocy?- usiadłam na łóżku, nagle do pokoju wszedł ochroniarz.
-Kenny, spokojnie. Zaprosiłem ją.- uśmiechnął się po czym wyszedł z pokoju.-Jest tu ktoś z Tobą?
-Tak, Renee.- powiedziałam na co on wyszedł z sypialni.


Justin’s POV


-Kenny!- zawołałem go, za nim wywalił Renee z mieszkania.
-Co?- spytał trzymając rękę Renee.
-Zostaw ją.- warknąłem.
Zrobił o co poprosił i wyszedł.
-Dzięki.- uśmiechnęła się.
-Luz.- puściłem jej oczko i wróciłem do Destiny.
-Więc.-wstała podchodząc do mnie.-Pamiętasz czy nie?- skrzyżowała ręce.
-Tak, pamiętam. Ale nadal nie wiem w jakiej jesteś tu sprawie.
-W takiej, że musisz mi pomóc. Słyszałeś co się stało na tej imprezie?
-Chyba nie.-podszedłem do łóżka, jednocześnie próbując nie patrzeć w jej oczy.
Piękne niebieskie oczy.
-Zabito pewną dziewczynę.- podeszła do mnie.-Jestem podejrzana o jej zabicie.
-Ale to nie Ty, prawda?
-Nie.- usiadła na łóżku.- Ale skoro mam już za sobą tyle zabójstw, są pewni, że to ja.
-W takim razie, co mam robić?
-Nie wystrasz się jeśli przyjdzie po Ciebie policja.-popatrzyła na mnie.- Będą pytać o Viper.
Ciekawe czemu akurat taka ksywka.
-Spoko, ale co mam powiedzieć?- usiadłem obok niej.
-Prawdę.- popatrzyła na mnie przechylając głowę na bok.- Trzymajmy się tego. Byłeś pijany, zabrałeś mnie do pokoju, uprawialiśmy seks. Rano wyszłam i tyle.
-Tak to było?- spytałem drapiąc się po głowie.- Kurwa. Nic z tego nie pamiętam. Oprócz seksu.- uśmiechnąłem się cwaniacko.
-No to by było na tyle.- wstała.
-Już idziesz? Nie zostaniesz na dłużej?- powtórowałem jej.
-Nie mam na to czasu, Bieber.- wyszła z pokoju, a ja za nią.- Chodź Renee, idziemy.- machnęła jej ręką.
-Zaczekaj.- chwyciłem ją za ramię, jednocześnie zatrzymując.- Myślę, że powinniśmy być w kontakcie.- uśmiechnąłem się.
-Dobry pomysł.- w końcu po raz pierwszy zobaczyłem jej uśmiech.
Piękny biały uśmiech. Ona mi się chyba zaczyna podobać.. I to w kryminalistka. Co się ze mną dzieje?!
Podałem jej mój iPhone w którym zapisała swój numer telefonu.
-Dziękuję.- wyszczerzyłem się.
-Spoko.- wyszła z pomieszczenia.


________________________________________
Wooooow pisarka ze mnie nie z tej planety XD
Komu się podoba? Kto by coś dołożył? Piszcie śmiało! Jestem otwarta na wszelkie propozycje :)
follow me on twitter  @xxKaLoLaxx
Jakie pytania? kierujcie do ask.fm/teachhowtodougie