Destiny’s POV
-Renee, wszystko w porządku?- popatrzyłam na nią z lekkim zirytowaniem patrząc na jej minę.
Miała taki zaciesz, jak Robin i Jason będąc w burdelu.
-Tak, tak.
-To czemu się tak głupkowato uśmiechasz?- podniosłam jedną brew, spoglądając na nią.
-Bo między Wami, coś jest.- pisnęła z radości.
-Między kim?- parsknęłam śmiechem.- Kobieto, czy Ty się słyszysz?!
-Tak.- przytaknęła.- Pierwszy raz się uśmiechnęłaś do jakiegoś chłopaka, nie będąc z nim w łóżku.-Podoba Ci się on?- spytała zapinając pasy.
Nie odpowiedziałam.
-Des?
Cisza.
-Nie ignoruj mnie do cholery!- wrzasnęła.
-Nie, nie wiem.-wsadziłam kluczyki do stacyjki.
-Czyli tak?- gruchała.
-Nie!- powiedziałam stanowczo.- On to przecież jest światowa gwiazda.- powiedziałam sarkastycznie.
-A Ty miastowa morderczyni.- przerwała mi.
-Racja.- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Może coś z tego będzie..- powiedziała sama do siebie.
-Nawet o tym nie myśl.- popatrzyłam na nią.- Nie będę z żadnym chłopakiem.
-Ohh ciągle masz żal o Alana?- spojrzała na mnie.
Moje ciało zadrżało. Zjechałam na pobocze wgl się nie odzywając.
-Des?- spytała zaniepokojona Renee.- Co jest?
-Prosiłam Cię, żebyś nie wypowiadała JEGO imienia.- warknęłam z naciskiem na „jego”.- Wiesz, że nienawidzę o nim mówić!- popatrzyłam na nią złowrogo.
-Ja. Des.. Prze-przepraszam.- spuściła głowę.
Oparłam się podłokietnik, kładąc dłoń na moim czole. Siedziałyśmy tam w ciszy przez jakieś 5 minut. W końcu Renee postanowiła przerwać ciszę.
-Nie powinnam. Przepraszam.- spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach żal.
-Dobra.- wyprostowałam się.- Mam to gdzieś.- przekręciłam kluczyki w stacyjce i wyjechałam na autostradę.
Do domu jechaliśmy w ciszy. Będąc przed domem wyszłam z samochodu i zatrzasnęłam drzwi z całej siły jaka we mnie w danej chwili tkwiła. Renee zrobiła wręcz odwrotnie zamykając drzwi spokojnie i powoli. Gdy weszłam do środka, nikogo tam nie zastałam, więc postanowiłam iść obejrzeć TV. Renee poszła do kuchni.
-Ej Des.. Możesz t-tu podejść?- spytała przerażonym głosem.
Cała Renee. Boi się błahostek, a mogła by zabić każdego bez najmniejszych skrupułów. Leniwie weszłam do kuchni i podeszłam do blatu, przy którym znajdowała się Renee.
-Co Ci?- spytałam lekko przechylają głowę.
-Patrz.- wskazała na okno, które znajdowało się na ścianie ze blatem.
To co zobaczyłam to mnie przeraziło. Była tam Andrea… I Alan! Można się domyślić.. Alan to chłopak, z którym byłam mając 14 lat. To jest ten sam chłopak, który zdradzał mnie z Sashą! Miałam ochotę tam iść i mu wbić nóż w serce. Wszystko we mnie buzowało. Zrobiłam się czerwona, a moje ręce zaczęły się trząść.
-Tylko nie rób nic bez namysłu.- chwyciła mój nadgarstek patrząc na mnie.
-Daj mi tylko nóż, a go zabiję.- powiedziałam nadzwyczaj spokojnie, choć w środku się we mnie gotowało.
-Nie rób tego.- puściła mój nadgarstek wystawiając rękę naprzeciw mojej klatki piersiowej.- Puszczę Cię tam, ale musisz oddać pistolet.
-Nie oddam Ci go.- skrzyżowałam ręce.
-Destiny.- syknęła.
-Nie muszę się Ciebie słuchać!- warknęłam.
-Nie będę się kłócić.- puściła rękę.
Nagle obie popatrzyłyśmy przez okno, a zobaczyłyśmy całujących się tych dwóch niedojebanych ludzi.
-Idę tam kurwa.
Nie czekając na odpowiedź Renee wyszłam na tyły domu z pistoletem w ręce. Szybki krokiem do nich podeszłam, na co Andrea oderwała się od Alana. Widząc jego twarz, coś mnie zakuło w sercu.
-Co on tu kurwa robi?! Co Ty kurwa z nim robisz?!- krzyczałam jak popieprzona, a moja klatka piersiowa zaczęła unosić się w górę i dół.
-Destiny? Co Ty chcesz? Alan przyjechał na pogrzeb jego zmarłej dziewczyny.- przejechała ręką po jego torsie.
-Serio?- przeniosłam ciężar jednej nogi na drugą.- Myślisz, że w to uwierzę?- skrzyżowałam ręce, podnosząc jedną brew.
-Taka prawda.- usłyszałam cichy głos Alana.- To chyba normalne, że chcę po raz ostatni zobaczyć moją dziewczynę.- popatrzył mi prosto w oczy, mówiąc z naciskiem na „moją dziewczynę”.
-Chyba bardzo ubolewasz, skoro całujesz się z największą dziwką w L.A.
-Trzeba sobie jakoś w życiu radzić.- uśmiechnął się wrednie.- To nie powinien być Twój interes Viper.- podniósł brew.
-Wracaj skąd przyszedłeś, albo długo tu nie pożyjesz.- podniosłam pistolet w górę.
-Kochanie spokojnie.- odepchnął od siebie Andree i zaczął podchodzić do
mnie.- Odłóż broń.- pokierował moją ręką w dół, na co od razu go odepchnęłam.-Renee, wszystko w porządku?- popatrzyłam na nią z lekkim zirytowaniem patrząc na jej minę.
Miała taki zaciesz, jak Robin i Jason będąc w burdelu.
-Tak, tak.
-To czemu się tak głupkowato uśmiechasz?- podniosłam jedną brew, spoglądając na nią.
-Bo między Wami, coś jest.- pisnęła z radości.
-Między kim?- parsknęłam śmiechem.- Kobieto, czy Ty się słyszysz?!
-Tak.- przytaknęła.- Pierwszy raz się uśmiechnęłaś do jakiegoś chłopaka, nie będąc z nim w łóżku.-Podoba Ci się on?- spytała zapinając pasy.
Nie odpowiedziałam.
-Des?
Cisza.
-Nie ignoruj mnie do cholery!- wrzasnęła.
-Nie, nie wiem.-wsadziłam kluczyki do stacyjki.
-Czyli tak?- gruchała.
-Nie!- powiedziałam stanowczo.- On to przecież jest światowa gwiazda.- powiedziałam sarkastycznie.
-A Ty miastowa morderczyni.- przerwała mi.
-Racja.- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Może coś z tego będzie..- powiedziała sama do siebie.
-Nawet o tym nie myśl.- popatrzyłam na nią.- Nie będę z żadnym chłopakiem.
-Ohh ciągle masz żal o Alana?- spojrzała na mnie.
Moje ciało zadrżało. Zjechałam na pobocze wgl się nie odzywając.
-Des?- spytała zaniepokojona Renee.- Co jest?
-Prosiłam Cię, żebyś nie wypowiadała JEGO imienia.- warknęłam z naciskiem na „jego”.- Wiesz, że nienawidzę o nim mówić!- popatrzyłam na nią złowrogo.
-Ja. Des.. Prze-przepraszam.- spuściła głowę.
Oparłam się podłokietnik, kładąc dłoń na moim czole. Siedziałyśmy tam w ciszy przez jakieś 5 minut. W końcu Renee postanowiła przerwać ciszę.
-Nie powinnam. Przepraszam.- spojrzałam na nią i zobaczyłam w jej oczach żal.
-Dobra.- wyprostowałam się.- Mam to gdzieś.- przekręciłam kluczyki w stacyjce i wyjechałam na autostradę.
Do domu jechaliśmy w ciszy. Będąc przed domem wyszłam z samochodu i zatrzasnęłam drzwi z całej siły jaka we mnie w danej chwili tkwiła. Renee zrobiła wręcz odwrotnie zamykając drzwi spokojnie i powoli. Gdy weszłam do środka, nikogo tam nie zastałam, więc postanowiłam iść obejrzeć TV. Renee poszła do kuchni.
-Ej Des.. Możesz t-tu podejść?- spytała przerażonym głosem.
Cała Renee. Boi się błahostek, a mogła by zabić każdego bez najmniejszych skrupułów. Leniwie weszłam do kuchni i podeszłam do blatu, przy którym znajdowała się Renee.
-Co Ci?- spytałam lekko przechylają głowę.
-Patrz.- wskazała na okno, które znajdowało się na ścianie ze blatem.
To co zobaczyłam to mnie przeraziło. Była tam Andrea… I Alan! Można się domyślić.. Alan to chłopak, z którym byłam mając 14 lat. To jest ten sam chłopak, który zdradzał mnie z Sashą! Miałam ochotę tam iść i mu wbić nóż w serce. Wszystko we mnie buzowało. Zrobiłam się czerwona, a moje ręce zaczęły się trząść.
-Tylko nie rób nic bez namysłu.- chwyciła mój nadgarstek patrząc na mnie.
-Daj mi tylko nóż, a go zabiję.- powiedziałam nadzwyczaj spokojnie, choć w środku się we mnie gotowało.
-Nie rób tego.- puściła mój nadgarstek wystawiając rękę naprzeciw mojej klatki piersiowej.- Puszczę Cię tam, ale musisz oddać pistolet.
-Nie oddam Ci go.- skrzyżowałam ręce.
-Destiny.- syknęła.
-Nie muszę się Ciebie słuchać!- warknęłam.
-Nie będę się kłócić.- puściła rękę.
Nagle obie popatrzyłyśmy przez okno, a zobaczyłyśmy całujących się tych dwóch niedojebanych ludzi.
-Idę tam kurwa.
Nie czekając na odpowiedź Renee wyszłam na tyły domu z pistoletem w ręce. Szybki krokiem do nich podeszłam, na co Andrea oderwała się od Alana. Widząc jego twarz, coś mnie zakuło w sercu.
-Co on tu kurwa robi?! Co Ty kurwa z nim robisz?!- krzyczałam jak popieprzona, a moja klatka piersiowa zaczęła unosić się w górę i dół.
-Destiny? Co Ty chcesz? Alan przyjechał na pogrzeb jego zmarłej dziewczyny.- przejechała ręką po jego torsie.
-Serio?- przeniosłam ciężar jednej nogi na drugą.- Myślisz, że w to uwierzę?- skrzyżowałam ręce, podnosząc jedną brew.
-Taka prawda.- usłyszałam cichy głos Alana.- To chyba normalne, że chcę po raz ostatni zobaczyć moją dziewczynę.- popatrzył mi prosto w oczy, mówiąc z naciskiem na „moją dziewczynę”.
-Chyba bardzo ubolewasz, skoro całujesz się z największą dziwką w L.A.
-Trzeba sobie jakoś w życiu radzić.- uśmiechnął się wrednie.- To nie powinien być Twój interes Viper.- podniósł brew.
-Wracaj skąd przyszedłeś, albo długo tu nie pożyjesz.- podniosłam pistolet w górę.
-Nie dotykaj mnie!- krzyknęłam z obrzydzeniem.- Mało mi już krzywdy narobiłeś?- popatrzyłam na niego, a do moich oczu łzy napłynęły, które szybko powstrzymałam przed wypłynięciem.- Mogłam Cię wtedy tam zabić! I wiesz co? Skoro tak kochasz swoją dziewczynę.- tutaj nacisk na „swoją dziewczynę”- może do niej dołączysz?- przyłożyłam mu spluwę do skroni.
-Destiny, uspokój się..- zaprotestowała Andrea.- Nie rób mu nic.
-Będę robić co mi się podoba, a wiesz czemu?- powiedziałam kierując wzrok na Andree, a po chwili wracając do Alana.- Ponieważ nikt nigdy zadziera z Viper.
Już miałam pociągnąć za spust, gdy Renee oderwała rękę, tak, że nabój utkwił prawdopodobnie w drzewie.
-Nie rób tego.. Będzie miała przejebane jeśli go zabijesz.- popatrzyła na mnie.
-Zawsze mam przejebane Renee.. Nie ważne czy cos zrobię, czy nie. Zawsze mam.- uśmiechnęłam się kpiąco.
-Nie rób tego.
Opuściłam broń, chowając ją jednocześnie. Nagle kieszeni słyszałam wibracje telefonu. Wyjęłam go, na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Przesunęłam palcem po wyświetlaczu, żeby odebrać.
-Halo?- spytałam przełykając ślinę.
-Wyjdź przed dom.
Powiedział tajemniczy głos, po czym się rozłączył. Renee popatrzyła na mnie pytająco, na co ja jedynie wzruszyłam ramionami. Poszłam na przody siedziby, gdzie zobaczyłam czarnego Range Rovera. Podeszłam bliżej samochodu, gdy zza okna wyłoniła się twarz Justina.
-Co Ty tu robisz?- spytałam oschle.
-Przyjechałam, jak widać.- uśmiechnął się.
-Serio się pytam, czego Ty tu szukasz?- oparłam się o miejsce, gdzie było zsunięte okno.
-Musimy poga…- popatrzył w przednią szybę.- Dać.-dokończył.
-Oh Destiny..- podszedł do mnie Alan, obejmując mnie od tyłu.- Nie mówiłaś, że masz nowego chłopaka i to jeszcze tak sławnego?
Odepchnęłam go, piorunując go wzrokiem.
-Spierdalaj stąd, albo kulka z pistoletu tym razem wyceluje w Twoja czaszkę.- syknęłam.
Justin’s POV
Taaa. Destiny można by się było wystraszyć. Myślałem tylko nad tym, kim był ten chłopak.
-Nie denerwuj się.- przybliżał się do blondyny.- Wiesz, możemy być znów razem..
-Po moim trupie Clyton!- warknęła, plując mu w twarz.
Patrzyłem na to z lekką obawą, że może się mi lub Destiny coś stać, choć to było nierealne. Nie z jej umiejętnościami. Widać było, że dziewczyna znała się na tym co robiła i robiła to doskonale. W tej chwili powinienem się jej bać, a mimo tego czułem się bezpieczny. Wątpię, żeby potrafiła mi coś zrobić. Mogłaby zabić całe Los Angeles, ale mnie nie dotknie. Nie da rady. Znaczy takie są moje przeczucia. Może się mylę?
-Ty dziwko.- szatyn rzucił się na Destiny, jednocześnie pchając ją na ziemie.
Nie wytrzymałem. Wysiadłem i chwyciłem rękę chłopaka.
-Nie masz prawa jej cokolwiek robić.- warknąłem.
-Bo co? Taki pedał jak Ty ją obroni?- zakpił.
-Pani powiedziała, żebyś spierdalał.- uśmiechnąłem się, udając, że nie słyszałam co powiedział.- Zrobisz to sam, czy mam pomóc?
Szatyn wyrwał rękę z mojego uścisku i poszedł do swojego samochodu.
-Aa i Bieber!- krzyknął.- Jeszcze pożałujesz tego, że mnie dotknąłeś.
_______________________________
@xxKaLoLaxx :)
Wszelkie pytania, hejty itd prosze pisać tu ask.fm/teachhowtodougie
Ostra laska z tej Des . Bede pierwsza ? ale nie no rozdzial M E G A <3 <3 <3 <3 KIEDY 7 :) ?
OdpowiedzUsuńPrawdopodbnie w sobote, albo w neidziele ;33
Usuńboooskoo :3 chce następny :D
OdpowiedzUsuńzajebiste, czekam na dalszą część! <3
OdpowiedzUsuńaaaa kurde, kurde, kurde ! to jest świetne !! *_*
OdpowiedzUsuńKIEDY NASTĘPNY ROZDZIAŁ ?! <3
BOŻE MÓJ KOCHANY ! CIPO JESTES NAJLEPSZA <3 hahahaha
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńKIEDY NASTĘPNY ? ;3
u mnie się dzisiaj pojawił <3 xx