Destiny’s POV
-Hej Jase, widziałeś Christiana?- spytałam wchodząc do domu z zakupami.
-Ummm, nie. Gdzieś wyszedł jakąś godzinę temu.- swój wzrok zwrócił w kierunku telewizora.
Położyłam siatki z jedzeniem na blacie w kuchni, a Renee przyniosła resztę.
-To robimy tego grilla? Jestem głodna jak cholera.- powiedziałam wycierając dłonie.
-Hej Jase, widziałeś Christiana?- spytałam wchodząc do domu z zakupami.
-Ummm, nie. Gdzieś wyszedł jakąś godzinę temu.- swój wzrok zwrócił w kierunku telewizora.
Położyłam siatki z jedzeniem na blacie w kuchni, a Renee przyniosła resztę.
-To robimy tego grilla? Jestem głodna jak cholera.- powiedziałam wycierając dłonie.
-Robin jest z Andreą na dworze. Chyba rozpalają grilla.
-A Ty czemu nie siedzisz z nimi?
-Ponieważ szukam ważnej rzeczy.- zaśmiał się.
Przewróciłam oczami i stanęłam w drzwiach prowadzących na ogród. Zauważyłam Andree i Robina jak razem rozpalają grilla. Robin wydawał się na szczęśliwego, ale czy tak było? Nie miałam pojęcia. Wyszłam na taras, prowadzący do ogrodu. Słysząc dźwięk otwierających się drzwi obydwoje na mnie spojrzeli. Mina Andrei była połączeniem strachu i smutku.
-O Des, wróciłaś.- powiedział Robin, podchodząc do mnie i całując mój policzek.
-Tak, wróciłam.
Nie odrywałam wzroku od Andrei tak samo ona ode mnie.. Ona coś kombinowała to było widać. Zwęziłam oczy, ale po chwili zlekceważyłam to i usiadłam na ławce przy stole.
-Więc Andreo.- zaczęłam.- Twój chłopak przychodzi do nas, dzisiaj?- spytałam sarkastycznie, dobrze znając odpowiedź.
-Przychodzi, nie pasuję Ci coś?- warknęła.
-Nie powinien tutaj przebywać tyle czasu.
-Nikt nie narzeka kiedy Twój Justin tutaj siedzi, albo śpi.- powiedziała z naciskiem na „twój”.
-Zwolnij tempo mała.- wystawiłam w jej stronę rękę.- Żaden mój Justin, jasne?- podniosłam brew.
-Jasne.- fuknęła, wchodząc do domu.
Oparłam nogi o podest przy stole, jednocześnie wyciągając mój telefon z kieszeni. Była godzina 19.58. Postanowiłam zadzwonić do Chrisa, spytać się gdzie wybywa, kiedy mamy grilla.
-Halo?- usłyszałam jego zachrypnięty głos.
-Chris, do kurwy, gdzie Ty jesteś?!- wrzasnęłam.
-Zaraz wrócę, będę w domu do 20 minut.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy telefon zasygnalizował koniec rozmowy. Nagle na taras przyszła Andrea, trzymając za rękę Alana. Przewróciłam oczami na sam ich widok. Schowałam telefon do kieszeni, a ręce włożyłam pomiędzy uda.
-Cześć Destiny.
Alan do mnie podszedł, chcąc pocałować mnie w policzek, ale się od niego odsunęłam.
-Spierdalaj.- mruknęłam.
-Skąd ta wrogość, kochanie?- usiadł obok mnie.
-Yghym.- kaszlnęła Andrea.- Ja tu jestem.- wskazała na siebie.
-Widzę.- powiedział surowo Alan.
-Więc nie podrywaj Destiny na moich oczach.- syknęła Andrea.
-Ja z nią tylko rozmawiam.- powiedział na swoją obronę.
-Lepiej posłuchaj swojej dziewczyny.- popatrzyłam na niego z pełnym obrzydzeniem.- O ile nie chcesz tej posesji opuszczać na sygnale.
-Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z nią.- odrzekła Andrea.
Popatrzyłam na nią, a na mojej twarzy malowało się zdziwienie.
-Oj, nie patrz tak na mnie.- machnęła ręką.- Między nami jest różnie, ale przecież to tylko takie przyjacielskie sprzeczki.- puściła oczko.
-Tak.- uśmiechnęłam się kpiąco.- Przyjaźnie dźgnęłam Cię nożem.- powiedziałam z jadem w głosie.
Andrea zamilkła. Alan patrzył raz na mnie, raz na nią najwidoczniej nie znając tej historii. Czyżby Andrea miała przed swoim wybrankiem tajemnice?
-An..- odezwał się po chwili Alan, przełykając głośno ślinę.- O czym ona mówi?
-Nie ważne.-jej oczy się zaszkliły.- Zaraz wrócę.
Weszła na taras, po chwili wchodząc do domu. Pokręciłam głową. Jak można być takim wrażliwym będąc z nami w mafii?
-Powiesz mi o co chodzi?- popatrzył na mnie.
-Nie.- odpowiedziałam w ogóle nie zwracając na niego uwagi.
-Des…
-Co chcesz?- skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc na niego na ułamek sekundy.
-Nie bądź taką wredną suką.
-Dla Ciebie? Mogę być nawet kurwą i mało mnie to będzie obchodzić.
-Co ja Ci takiego zrobiłem, że znalazłaś się tu?
-Ty jesteś głupi, czy tylko takiego udajesz?- uśmiechnęłam się kpiąco, patrząc na niego.
-Chodzi o Sashe?
-Nie kurwa.. O Ducha Świętego.- przewróciłam oczami, znów patrząc przed siebie.
-To nie była moja wina!- podniósł ton.- Oni dolali mi czegoś do napoju.. Nigdy bym Cię nie zdradził..
-Wymyśliłeś to na poczekaniu?
-Kurwa Des.. Gdzie jest ta niewinna, kochająca i wrażliwa dziewczyna?- oparł rękę na oparciu za mną.
-Zginęła 4 lata temu.- podniosłam brew.
-Wiesz, jak Twoi rodzice się załamali Twoją ucieczką?
Moje serce stanęło. Po on do chuja o nich wspominał!?
-Mieli myśleć, że nie żyję.- powiedziałam spuszczając głowę.
-I tak było.- przytaknął.- Ale zwłoki były innej osoby.. Nie przypuszczaliby, że uciekniesz do L.A.
-O to mi chodziło.- podniosłam głowę, kątem oka spoglądając na Alana.- Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
-Martwili się o Ciebie..- usiadł bliżej mniej.- Ja też.
-Nie pierdol kurwa głupot, bo widziałam na własne oczy co z nią
robiłeś!- wrzasnęłam.- Jesteś kurwa jebanym chujem, który chciał tylko zaliczyć
kolejne dziewczyny… Myślisz, że ja nic do Ciebie nie czułam?- wskazałam ręką na
siebie.- To się kurwa grubo mylisz.. Bo czułam do Ciebie aż za dużo.-
syknęłam.- Ale wiesz co? Teraz mi to wyszło na dobre, bo nie mam uczuć..
Wszystkie wygasły. Dzięki Tobie.-A Ty czemu nie siedzisz z nimi?
-Ponieważ szukam ważnej rzeczy.- zaśmiał się.
Przewróciłam oczami i stanęłam w drzwiach prowadzących na ogród. Zauważyłam Andree i Robina jak razem rozpalają grilla. Robin wydawał się na szczęśliwego, ale czy tak było? Nie miałam pojęcia. Wyszłam na taras, prowadzący do ogrodu. Słysząc dźwięk otwierających się drzwi obydwoje na mnie spojrzeli. Mina Andrei była połączeniem strachu i smutku.
-O Des, wróciłaś.- powiedział Robin, podchodząc do mnie i całując mój policzek.
-Tak, wróciłam.
Nie odrywałam wzroku od Andrei tak samo ona ode mnie.. Ona coś kombinowała to było widać. Zwęziłam oczy, ale po chwili zlekceważyłam to i usiadłam na ławce przy stole.
-Więc Andreo.- zaczęłam.- Twój chłopak przychodzi do nas, dzisiaj?- spytałam sarkastycznie, dobrze znając odpowiedź.
-Przychodzi, nie pasuję Ci coś?- warknęła.
-Nie powinien tutaj przebywać tyle czasu.
-Nikt nie narzeka kiedy Twój Justin tutaj siedzi, albo śpi.- powiedziała z naciskiem na „twój”.
-Zwolnij tempo mała.- wystawiłam w jej stronę rękę.- Żaden mój Justin, jasne?- podniosłam brew.
-Jasne.- fuknęła, wchodząc do domu.
Oparłam nogi o podest przy stole, jednocześnie wyciągając mój telefon z kieszeni. Była godzina 19.58. Postanowiłam zadzwonić do Chrisa, spytać się gdzie wybywa, kiedy mamy grilla.
-Halo?- usłyszałam jego zachrypnięty głos.
-Chris, do kurwy, gdzie Ty jesteś?!- wrzasnęłam.
-Zaraz wrócę, będę w domu do 20 minut.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, kiedy telefon zasygnalizował koniec rozmowy. Nagle na taras przyszła Andrea, trzymając za rękę Alana. Przewróciłam oczami na sam ich widok. Schowałam telefon do kieszeni, a ręce włożyłam pomiędzy uda.
-Cześć Destiny.
Alan do mnie podszedł, chcąc pocałować mnie w policzek, ale się od niego odsunęłam.
-Spierdalaj.- mruknęłam.
-Skąd ta wrogość, kochanie?- usiadł obok mnie.
-Yghym.- kaszlnęła Andrea.- Ja tu jestem.- wskazała na siebie.
-Widzę.- powiedział surowo Alan.
-Więc nie podrywaj Destiny na moich oczach.- syknęła Andrea.
-Ja z nią tylko rozmawiam.- powiedział na swoją obronę.
-Lepiej posłuchaj swojej dziewczyny.- popatrzyłam na niego z pełnym obrzydzeniem.- O ile nie chcesz tej posesji opuszczać na sygnale.
-Nie wierzę, że to mówię, ale zgadzam się z nią.- odrzekła Andrea.
Popatrzyłam na nią, a na mojej twarzy malowało się zdziwienie.
-Oj, nie patrz tak na mnie.- machnęła ręką.- Między nami jest różnie, ale przecież to tylko takie przyjacielskie sprzeczki.- puściła oczko.
-Tak.- uśmiechnęłam się kpiąco.- Przyjaźnie dźgnęłam Cię nożem.- powiedziałam z jadem w głosie.
Andrea zamilkła. Alan patrzył raz na mnie, raz na nią najwidoczniej nie znając tej historii. Czyżby Andrea miała przed swoim wybrankiem tajemnice?
-An..- odezwał się po chwili Alan, przełykając głośno ślinę.- O czym ona mówi?
-Nie ważne.-jej oczy się zaszkliły.- Zaraz wrócę.
Weszła na taras, po chwili wchodząc do domu. Pokręciłam głową. Jak można być takim wrażliwym będąc z nami w mafii?
-Powiesz mi o co chodzi?- popatrzył na mnie.
-Nie.- odpowiedziałam w ogóle nie zwracając na niego uwagi.
-Des…
-Co chcesz?- skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc na niego na ułamek sekundy.
-Nie bądź taką wredną suką.
-Dla Ciebie? Mogę być nawet kurwą i mało mnie to będzie obchodzić.
-Co ja Ci takiego zrobiłem, że znalazłaś się tu?
-Ty jesteś głupi, czy tylko takiego udajesz?- uśmiechnęłam się kpiąco, patrząc na niego.
-Chodzi o Sashe?
-Nie kurwa.. O Ducha Świętego.- przewróciłam oczami, znów patrząc przed siebie.
-To nie była moja wina!- podniósł ton.- Oni dolali mi czegoś do napoju.. Nigdy bym Cię nie zdradził..
-Wymyśliłeś to na poczekaniu?
-Kurwa Des.. Gdzie jest ta niewinna, kochająca i wrażliwa dziewczyna?- oparł rękę na oparciu za mną.
-Zginęła 4 lata temu.- podniosłam brew.
-Wiesz, jak Twoi rodzice się załamali Twoją ucieczką?
Moje serce stanęło. Po on do chuja o nich wspominał!?
-Mieli myśleć, że nie żyję.- powiedziałam spuszczając głowę.
-I tak było.- przytaknął.- Ale zwłoki były innej osoby.. Nie przypuszczaliby, że uciekniesz do L.A.
-O to mi chodziło.- podniosłam głowę, kątem oka spoglądając na Alana.- Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
-Martwili się o Ciebie..- usiadł bliżej mniej.- Ja też.
Alan wydobył z siebie głośne westchnięciem, spuszczając głowę.
-Wrócę za niedługo.
Nie czekając na jego reakcję wstałam i poszłam na przody domu. Było coraz ciemniej, a lampy zaczynały się powoli świecić. Siedziałam na krawężniku domu z jakieś 40 minut, kiedy pod dom przyjechał Chris, razem z Bieberem.
No tak.. Jeszcze jego tu kurwa brakowało.
-Destiny? Czemu tu siedzisz?- podbiegł do mnie Chris, a po nim z samochodu wyszedł Bieber.- Jezu, jesteś zamarznięta.- ściągnął swoją bluzę, zakładając ją na mnie.
-Nie chcę Twoje cholernej bluzy.- zrzuciłam ją.
-Hej Des, wszystko w porządku?- obok mnie kucnął Justin.
-Akurat Ciebie to powinno najmniej obchodzić.- syknęłam.
-Dzięki Jay za przywiezienie mnie.- powiedział Chris do Biebera.- Do zobaczenia.
-No spoko.
Justin wstał otrzepując spodnie.
-Do zobaczenia Destiny.- powiedział łagodnie.
-Cześć.
Gdy Justin odjechał, Chris usiadł obok mnie na krawężniku. Nic się nie odzywał, więc postanowiłam przerwać ciszę.
-Tam z tyłu, właśnie robią grilla. Idź do nich, na pewno jesteś głodny.- powiedziałam, wymuszając uśmiech.
-Pierwsze mi powiedz co się stało.
-Rozmawiałam z Alanem..- powiedziałam przez zęby.- Wspomniał o moich rodzicach..
-Hej Des..- położył rękę na moim ramieniu.- Ten dupek wystarczająco Cię skrzywdził.. nie powinnaś w ogóle z nim rozmawiać.
-Tak wiem.- wyprostowałam się.- Samo jakoś wyszło.- wymamrotałam.
-Jesteś idiotką, wiesz?- spytał żartobliwie.
-A Ty chujem, wiesz?- powtórowałam mu.
-Chodź do nich… Jestem głodny, a Ty zapewne też.- powiedział wstając.
-Idź..- powtórowałam mu.- Ja za chwilę przyjdę, dobra?
-Nie, idziesz ze mną.- powiedział stanowczo.
-Nie.
-Sama tego chciałaś.- wzruszył ramionami i przełożył mnie przez swoje ramię.
-Kurwa mać, nienawidzę Cię!- krzyknęłam.
Christian ruszył z miejsca i zaprowadził w stronę tarasu, gdzie odbywała się mini impreza. Postawił mnie na miejscu. Wszyscy się dobrze bawili: Robin, Jase, Renee, Alan oraz po chwili dopasował się Christian.. Brakowało mi tylko jednej twarzy.. Twarzy suki, która była częścią tego jebanego obrazka.
___________________________
Danke sehr za te kochane komenatrze <3
Czekam na kolejne hihih ;33
Pieknie.....<3 Czekam na kolejny *.*
OdpowiedzUsuń